Staram się, żeby opinie publikowane na blogu były możliwie wyważone i przedstawiały zady i walety różnych rozwiązań. W dzisiejszym wpisie będzie jednak inaczej, bo temat jest poważniejszy – tym razem nie będziemy dyskutować o gustach, a jak prawdziwi dżentelmeni, porozmawiamy o pieniądzach.
Disclaimer: opinie zawarte w tym artykule mogą być dla niektórych osób trudne do zrozumienia lub wręcz obraźliwe. A przynajmniej taką mam nadzieję.
Czy rower może być za drogi?
Do tych przemyśleń skłonił mnie post na forum rowerowym, w którym świeżo upieczony posiadacz roweru MTB narzekał na obity lakier. W sumie zrozumiałe – kupił nowy rower, więc ma prawo oczekiwać ideału. Ale bez przesady – to był 2-milimetrowy odprysk w okolicy suportu, w miejscu, które będzie porysowane po pierwszej jeździe!
Zapaliła mi się lampka: „oho, ten zakup to musiało być dla tego gościa naprawdę poważne wydarzenie”. Zbyt poważne.
- Jeśli wyciągasz nowy rower z pudełka i z każdą ryską na lakierze lecisz z reklamacją – wydałeś za dużo.
- Jeśli boisz się założyć rower na bagażnik samochodowy, żeby nie uszkodzić ramy – wydałeś za dużo.
- Jeśli nie masz pieniędzy na rowerowe wakacje – wydałeś za dużo.
- Jeśli ze strachu przed kradzieżą nie wchodzisz do schroniska na naleśniki – wydałeś za dużo.
- Jeśli Twój rower ma regulacje, których nie rozumiesz / nie potrzebujesz – wydałeś za dużo.
- Jeśli nie masz pieniędzy na coroczny serwis zawieszenia – wydałeś za dużo.
- Jeśli unikasz błota, bo nie stać Cię na wymianę kasety – wydałeś za dużo.
Ile więc wydać na rower?
Konkretna kwota zależy oczywiście od osoby. A może nie jest to takie oczywiste? Dużo osób mówi, że rower za X zł to gówno, że enduro musi kosztować Y zł, bo inaczej to pieniądze wyrzucone w błoto. W pewnych granicach jest to prawda (nie da się np. kupić nowego roweru enduro za 2000 zł), ale zwykle takie opinie są grubo przesadzone. Jak więc ocenić, na ile możesz sobie pozwolić?
Moja pierwsza zasada: nie wydawaj całych oszczędności
Wydawanie całych pieniędzy, jakie masz, to nie jest poświęcanie się pasji – to jest głupota. Jeśli posypie Ci się samochód, albo nie daj borze zwolnią Cię z pracy – jesteś w dupie. Idealna sytuacja to zapas gotówki wystarczający na drugi rower – niekoniecznie taki sam, ale taki, który mógłby zastąpić ten pierwszy np. w razie kradzieży.
Moja druga zasada: bezpieczna cena roweru = 3 wypłaty
Średnia krajowa w 2017 to około 3300 zł „na rękę”. Jeśli tyle zarabiasz, 10 tys. zł na nowy rower raz na 2-3 lata (zakładając sprzedaż starego) prawdopodobnie nie doprowadzi Cię do bankructwa. Jeśli zarabiasz płacę minimalną (1500 zł), raczej rzuć okiem na hardtaile lub bogaty rynek rowerów używanych do 4500 zł. To bardzo duże uproszczenie, ale uważam to za dobry punkt wyjścia.
Oczywiście jeśli planujesz zakup na dłużej i masz ściśle upatrzony sprzęt, który idealnie spełnia Twoje wymagania i nie będzie wymagał ciągłych modyfikacji – możesz dorzucić 1-2 wypłaty. O ile je masz!
Michał, chłopie, gdzie ty żyjesz? Piszesz o trzymaniu na koncie pieniędzy na dwa rowery, a większość twoich czytelników nie ma nawet na pół! Lepiej powiedz, który kredyt jest najtańszy!
Rower na raty, czyli jak spieprzyć sobie frajdę z jazdy
Oczywiście ta druga grupa (płaca poniżej średniej krajowej) szczególnie często decyduje się na zakup drogiego roweru na raty. Niby wszystko fajnie: można jeździć od razu, a stosunkowo niewielka wpłata miesięczna jest przyjemniejsza od jednorazowego przelewu na kilka(naście) tysięcy.
Tyle że niekoniecznie.
Po pierwsze, dla mnie zakup na raty lub kredyt oznacza myślenie o rowerze w kategoriach stałego kosztu – co miesiąc, latami. A przecież piękno rowerów polega na tym, że jazda jest „za darmo” – w przeciwieństwie do np. motocykli czy sportowych samochodów!
Gdybym pierwszego dnia każdego miesiąca musiał za tę przyjemność płacić np. 500 zł, żyłbym w ciągłym stresie. Zdecydowanie wolałbym jeździć na jakimś 10-letnim rowerze z Allegro za 2500 zł bez żadnych zobowiązań, niż brać kredyt na nówkę! Serio – mając te wszystkie doświadczenia z jazdy na najnowszych wynalazkach, pojechałem w góry na rowerze wartym jakieś 800 zł i bawiłem się przednio.
Po drugie:
Jeśli nie potrafiłeś odłożyć odpowiedniej kwoty z wyprzedzeniem – odkładanie jej na comiesięczną ratę nie będzie ani trochę prostsze.
Potrzebujesz bankowego bata nad głową, żeby zmusić się do myślenia, że jest inaczej? Problem leży w Twojej samodyscyplinie i edukacji finansowej, a nie w tym, że rowery są drogie, albo że za mało zarabiasz.
Bo niestety, kredyt to zabawa dla bogatych.
Więc jeśli nie raty, to skąd wziąć pieniądze na nowy rower?
Oszczędzanie
Zacznij od optymalizacji – sprawdź, na co wydajesz najwięcej i na czym mógłbyś zaoszczędzić. Transport, telefon, internet, imprezy i jedzenie na mieście zwykle skrywają bardzo konkretne kwoty, które mógłbyś przeznaczyć na wyższe cele, jak np. działalność charytatywną, rozwijanie kwalifikacji, inwestowanie nowy rower.
Co zrobić z tymi pieniędzmi? Najlepiej założyć oddzielny rachunek, a jeszcze lepiej: konto w innym banku (bez karty!). Zaraz po otrzymaniu wynagrodzenia, zamiast zastanawiać się, na co je tym razem przepierdolić nieroztropnie wydać, przelewaj jego część na to „rowerowe konto” – mniej więcej tak, jakbyś płacił raty… Przelewaj tam też dodatkową kasę, jaka Ci wpadnie w międzyczasie.
Dodatkowe źródło dochodu
„Dodatkowa kasa” to najlepszy sposób oszczędzania. Kiedyś dodatkową fuchą mogło być roznoszenie ulotek lub 1/8 etatu na linii montażowej cheeseburgerów. Teraz internetowy freelancing daje dużo ciekawsze i lepiej płatne możliwości. Pisanie tekstów, projektowanie, programowanie, fotografia, montaż wideo… Do tego cała działka handlowa (np. w formie dropshippingu). Zastanów się: czy potrafisz robić coś, na czym mógłbyś zarobić dodatkowe pieniądze? Jeśli nie – chyba czas zastanowić się nad swoim życiem ;)
Dodatkowe środki możesz też zyskać, sprzedając niepotrzebne rzeczy: elektronikę, książki, płyty, gry, ubrania, części rowerowe, jedną z nerek, mniej kochane dziecko itd.
Zawsze warto też pójść na parę rozmów kwalifikacyjnych i/lub ponegocjować z szefem podwyżkę. Jeśli się uda, całą uzyskaną w ten sposób kwotę przelewaj na „rowerowe konto”.
„Work and travel”
OK, wszystko fajnie – wypłata, podwyżki… A co jeśli jesteś uczniem/studentem bez stałego dochodu? Nie bądź dupa – masz co najmniej 2 miesiące wakacji, w trakcie których za granicą zarobisz więcej pieniędzy, niż niejedna głowa rodziny daje radę odłożyć przez cały rok.
No i oczywiście wymienione wyżej prace dodatkowe. W przeciwieństwie do większości starych ludzi, zdaję sobie sprawę, że szkoła i studia to nie jest czas nieograniczonego czasu wolnego. Ale może uda Ci zarobić trochę pieniędzy na rzeczach, które i tak robisz dla przyjemności?
Pożyczka rodzinna
W zakupie może też pomóc jedyna forma pożyczki, jaką mogę zarekomendować: ta u rodziców. Sam skorzystałem z tej formy wielokrotnie, zwłaszcza kiedy zaczynałem jeździć. Teraz już jestem na to trochę za duży… Ale jeśli nie masz na razie swoich własnych, stałych dochodów, warto to przemyśleć.
Jak przyspieszyć zakup?
Rower używany
Jak już wspomniałem, gdybym nie miał gotówki na nowy rower, kupiłbym jakiegoś taniego fulla czy nawet hardtaila z drugiej ręki. Kiedy już zaoszczędzisz sensowną kwotę (2500-3000 zł), zakup roweru używanego to najlepsze rozwiązanie. Zwłaszcza, że rowery na „staromodnych” kołach 26″ są teraz śmiesznie tanie.
W ten sposób dostaniesz >90% frajdy za <30% ceny. I zbierając pieniądze na docelowy sprzęt, będziesz miał na czym jeździć. W tym czasie wizja wymarzonego roweru zmieni się co najmniej 16-krotnie, więc ostatecznie dokonasz bardziej świadomego wyboru.
→ Więcej: Rower używany – poradnik
Wyprzedaże starych roczników
Jeśli jednak taki z Ciebie szlachcic, że rower musi być nówka sztuka – poszukaj wyprzedaży. Otwarty rynek europejski (i coraz większy polski) daje dostęp do rowerów sprzed 2-3 sezonów, czasem za połowę ceny katalogowej.
Pamiętaj jednak, że najlepszych okazji nie znajdziesz na pierwszej stronie wyników Google. Prawdziwe znaleziska zbierają kurz w sklepach stacjonarnych, więc zrób sobie wycieczkę po okolicy lub zadzwoń do wszystkich dealerów marek, które Cię interesują.
Stopniowe modyfikowanie roweru
Ostatni sposób to też swoisty zakup „na raty”, czyli: tańszy rower + rozłożone w czasie upgrade’y. Podobnie jak kredyt, jest to kosztowna zabawa – ostatecznie na pewno wydasz dużo więcej, niż kupując od razu docelową specyfikację. Takie podejście oferuje jednak spokój ducha w razie finansowego fakapu – jeśli Twoja firma zbankrutuje, najwyżej odłożysz o parę tygodni zakup tych carbonowych kół. Z ratą kredytu nie będzie tak łatwo. No i w bonusie dostajesz frajdę z budowania roweru dokładnie pod swoje potrzeby.
Podsumowanie
Na blogu pokazuję rowery drogie. Nie oszukujmy się – nawet testowane przeze mnie „budżetowe” hardtaile są dobrem luksusowym dla przeciętnego zjadacza cebuli, u którego zestawienie w jednym zdaniu słowa „rower” i liczby „3000” wywołuje minę jak u jamochłona. A kwoty powyżej 10 tys. zł są już traktowane w kategoriach z pogranicza literatury science-fiction i książek dla studentów medycyny. Z zakresu psychiatrii.
No i ja sobie tak tutaj piszę, jakie te rowery są zajebiste, ile dają radości, jak wielkie możliwości otwierają, jak rewelacyjne są te wszystkie nowinki. Coś pięknego! I że najlepiej byłoby mieć co najmniej trzy rowery, oczywiście co roku nowe. Łatwo kupić ten obrazek i wpakować się w finansowe bagno.
Dlatego dziś mówię wprost: nie kupuj roweru za pożyczone pieniądze!
Sprzęt to tylko dodatek. Najlepszy rower to ten, który masz, i na którym możesz bezstresowo jeździć.
W wolnej chwili polecam też lekturę powiązanych artykułów:
- 10 rzeczy, za które (NIE) warto dopłacić w nowym rowerze
- Rower używany – poradnik
- Full czy hardtail? Enduro za średnią krajową
- Czy opłaca się składać rower?
- Jak wybrać idealny rower? Moja prezentacja z Cyklo Warsztatów
- 7 rowerów, które kupisz zamiast iPhone X
Jak kto dostaje pincet+, to może odkładać na rower, tym bardziej jak dziecko jest malutkie, nie zauważy podjebki kasy, a w dorosłości ściemnisz, że to od pierwszego roku się dostawało. Jak wspomni, że Beatka mówiła, że od urodzenia, to powiesz, że jak zwykle ściemniała i żeby nie wierzył/a politykom (na potwierdzenie tych słów możesz mu/jej puścić kawałek Tiltu pt. „Nie wierzę politykom”).
Wielu moich znajomych robi błędy opisane powyżej. Zastaw się a postaw się, chyba idealnie opisuje to co się u nich dzieje. Sam kupiłem rower na kredyt aczkolwiek wiem, że kwota raty na rower to ok 5% mojej wypłaty więc spię spokojnie :) Zanim jednak kupiłem nowy jeździałem na używce za niewiele więcej niż opisywane tu 3000 cebulionów. Myślę, że rowery 2-3 letnie na „staromodnych” 26 calach to świetna alternatywa. Artykuł na tą chwię chyba jeden z moich ulubionych :)
Czyli chcesz powiedzieć, że w Twoim „modelu społecznym” (cokolwiek to jest), nie ma pieniędzy i czasu na rower, ale z kredytem już jest…?
Artykuł *w szczególności* dotyczy osób, które mają bardzo ciasny budżet.
No właśnie Radku, masz dwa ale nie na rower, nie da się kredytu na dom/mieszkanie czy firmę ustawić obok kredytu na rower i porównywać. Myślę że Autor nie potępiał kredytów wszystkich ale bardziej te na przyjemności jak rower czy 75″ telewizor HDR 8K. A sam artykuł jest o kupowaniu rowerów i chyba do tego tematu odniósł się w nim Autor. Ja też jestem zwolennikiem kupowania za odłożone a nie na raty ale każdy robi jak uważa. Pozdrawiam
Ja swój rower o wartości 10k zakupiłem po rabacie, czyli 9k z czego 4k to wpłata, a 5k rozłożone w programie „pińcet-” na 10 rat 0%. Zarabiam powyżej średniej. Ogólnie w takich kwotach moim zdaniem warto brać kredyty, aby zaznajomić się z tą całą bankową filozofią i ich haczykami zawartymi w umowie. Po to aby w przyszłości biorąc konkretny kredyt tj, dom, auto, firma nie wpierrr się po uszy. Po drugie widniejemy już w jakiś statystykach jako „zaufany kredytobiorca”, czyli budujemy skilla. Dodatkowo zostawiając 5 kafli na koncie masz już na – bagażniki do auta, plecak, kask, buty i inny niezbędny szpej.
Z kredytami trzeba uważać, ale wszystko jest dla ludzi. Ja tam wziąłem sobie nowy rower na raty 0% i bez stresu go zpłaciłem z ratą na 5-10% moich dochodów. Nie było to duże obciążenie, a jeździłem 2 lata na nowym dobrym rowerze i nadal na nim jeżdżę, a raty są spłacone. Nie lubię wydawać na raz dużej kwoty, a wybranie niskiej raty ze świadomością że nie jest to dla nas jakiś problem ze spłatą – jest wg mnie lepszym wyjściem niż pozbawianie się dużej części oszczędności.
Nie ma kredytów (rat) 0% to ściema marketingowa. Kapitał rozłożony w czasie kosztuje i tego nie przeskoczymy. Jeśli nie ma nawet dodatkowych opłat prowizji bądź ubezpieczenia to koszt kredytu ukrywa się w cenie zakupu.
Oczywista oczywistość , stąd prawdziwe raty 0 to inna forma rabatu, którą warto brać gdy jest taka możliwość .
Dobrze prawi. Jak coś jest na raty 0%, to znaczy za gotówkę kupisz taniej.
Kupiłem rower o cenie katalogowej 5k z rabatem 10% i ratami 0%. Sprzedawcy nie obchodziło czy dostanie pieniążki ode mnie już teraz czy od banku za parę dni.
To znaczy nie mnie nie więcej, że można było dostać większy rabat za cash :)
Nie do końca tak jest, tzn. zgodzę się że koszt(prowizja banku) jest ukryty w cenie produktu ale w ratach 0% to sprzedawca go pokrywa. Więc jeśli sprzedawca ma do wyboru sprzedać rower (z rabatem lub bez) człowiekowi, który bez funkcji kredytu nigdy by nie przyszedł do sklepu po jego rower zapłaci te 200zl prowizji z ceny roweru
Podaje własny przykład gdzie dostałem rower z 20% rabatem z aktualnego rocznika i wziąłem wszystko na raty. Koszt 8.7k na 10 miesięcy. Nigdy bym nie kupił tego roweru za gotówkę mimo że mógłbym.
Też jestem zdania co kolega Adam powyżej. Nawet gdybym miał tyle gotówkiczyli powiedzmy 12k to wolał bym wziąć rower na raty z małym oprocentowaniem niż pozbyć się całej dużej kwoty. W końcu w razie co mogę spłacić szybciej.
A zdarzyło Ci się już spłacić szybciej? ;)
Powiem tak to zona nauczyla mnie oszczedzac :p wiec moze dla niezorganizowanych to powinna byc pierwsza dobra rada
– chcesz miec rower znajdz dobra zone :)
U nas w domu sie nie przelew (dwa bobasy, kredyt, praca do pozna) ale jakos zyjemy, stosujemy metode na tzw”sajwing konto” po pierwszym zawsze wrzucamy kaske jak nie bedzie do kolejnego pierwszego to czycimy lodowke :p bo to co odlozone to swiete :)
No i nie kupilem se full wypasa tylko w czelusciach internetu wyszukalem na wyprzedazy taki do podrasowania troche i tak tez robie
Nowe oponki kupilem w tym miesiacu, w przyszlym uchwyt do budoniku z multitulem potem moze nowe gripy a na koniec moze myk myka
Jezdze kiedy moge a jak nie moge to lakuje rowery na insta :D taki lajf
Hehe, słyszałem, że z tą żoną i oszczędzaniem to różnie bywa! :D
Przez dobra mialem na mysli wyrozumiala :)
Raz kupiłem rower na kredyt i powiem – nigdy więcej. Przez dwa lata musiałem śmigać na sprzęcie który kupiłem i tylko oglądać rzeczy które bym mógł wymienić – bo zamiast wydać kasę na nowy widelec wydawałem na ratę. Mam teraz żelazną zasadę – nie biorę kredytów na zabawki. Szczęśliwie żadnych nie muszę brać póki co. Co do wysokości rat / odkładanych pieniędzy na rowerowe konto – 10% wypłaty to moim zdaniem maksymalna ilość kasy jaka można przeznaczyć na wszystkie cele hobbystyczne, żeby równocześnie moc odkładać inną kasę – zabezpieczenie na przyszłość, wakacje z rodziną itp.
Bardzo dobry tekst, duży plus ode mnie. Miałem spore obawy kiedy zobaczyłem tytuł bloga, (poważnie) bałem się, że będziesz promował nabywanie ponad stan .
Taki trochę clickbait wyszedł ;) Ale chciałem, żeby tekst znalazły w Google osoby szukające rat.
Dobreee.. XD
Świetny tekst. Jestem za rękami i nogami. Na rozmowie o podwyżce polecam jako powód prośby podać, że to pójdzie na nowy rower. Prawie tak pozytywny odbiór jak na powiększenie rodziny. Wiele lat jeździłem na tanim sprzęcie, który dawał te 90% funu za 20% kasy (pewnie to było z 5 albo max 10% ceny dzisiejszych fajnych rowerów). Są wyjątki ale tu nie ma sensu o tak rzadkich sytuacjach pisać.
ps. Dzięki za EDYCJE Michał. Serio, kolejny plus dla bloga.
Ja pożyczyłem 6500 na rower od byłej juz dziewczyny (w sumie okazja bo giant reign advanced) i teraz spłacać ją muszę, aj historia porypana, ale rower jest i na wakacje rowerowe w Alpy juz kasa odłóżona :)
Dobrze prawisz! Widzę, że Swag 10 w Go Sport na Alpejskiej obfociłeś z każdej strony :) Czekam aż dowiozą tam rocznik 2018.
A tak przy okazji, skoro jesteś z Kato, to może obsokoczymy jakiś najtrajd na hołdę na Kostuchnie? Mój ulubiony target nocą :)
Wypada tez sie zastanowić, czy rzeczywiście potrzebujesz nowy super wypas (aż tyle jeździsz? Tylko sprzęt cię ogranicza?). Moze póki co wystarczy upgrade opon i unowocześnić nieco geometrię np. sterami, a resztę wydać na podróże i wreszcie zacząć jeździć ;)
100% racji! Jeśli ktoś już ma jakiś w miarę sensowny rower, to wtedy kredyt na kolejny jest podwójnie słabym pomysłem…
Bardzo fajny artykuł, jak zwykle zresztą:)
Czy w ostatnim akapicie nie powinno być: „mierz zamiar według sił”?.
„Mierz siły na zamiary” rozumiem jako zaprzeczenie całego artykułu:)
Wow, dzięki – nawet nie wiedziałem, że taki głupi błąd popełniam :)
Po pierwsze aby ZARABIAĆ i realizować pasje – zmieniłem pracę i po profesjach „ambitnych” i górnolotnych (dziennikarstwo, produkcja tv) zostałem fizolem…
Na rower odłożyłem po kilku miesiącach.
Na szpej (kask, ochraniacze, buty, plecaki) który jak wiadomo „robi” równie potężną kwotę odłożyłem równie szybko.
Zmiana profesji to moim zdaniem najszybszy sposób na spełnienie marzeń.
Tak, zwiększanie dochodów to najlepszy sposób oszczędzania :)
Jest takie żydowskie powiedzienie:
– nie myśl jak oszczędzić, Ty myśl jak zarobić!
Zawsze wychodziłem z założenia, że kredyt bierze się na: inwestycje, dom lub naukę. Zabawki _zawsze_ kupuję za gotówkę.
Otóż to! Przy czym naukę też można podciągnąć pod inwestycję :)
Michale nie zgodzę się z tym, że raty to zło. Raz na uniwerku jeden prowadzący zapytał się, czym jest kredyt i czym odsetki.
Kredyt = dochód
Odsetki = cena za przesunięcie konsumpcji w czasie. Nawet jak 0% raty dają.
Ja uważam, że bardziej trzeba spojrzeć na podejście do kredytu, a nie sam kredyt. Jeżeli wiesz, że i tak ubierasz hajs bo masz wystarczająco dyscypliny w sobie, to kredyt jest dobry. Jeżeli ma być on takim przymusem do odłożenia, to jest wtedy problem.
Poza tym, kapitał obcy jest tańszy niż własny.
Hej, rozpatrujesz kredyt z punktu widzenie przedsiębiorstwa, gdzie można liczyć coś takiego jak koszt kapitału własnego – podatki itd. a kredyt jest brany pod rozwój działalności, czyli inwestycje, ergo zwiększenie dochodu. W gospodarstwie domowym obowiązują jednak trochę inne zasady. Jeżeli kredyt jest pod konsupcję to niestety jest drogi (chyba że 0%) + trzeba doliczyć utratę wartości zakupionego dobra. Jeżeli coś jest niezbędne do prowadzenia gostpodarstwa domowego – dom, samochód, edukacja => kredyt. Konsupcja – wakacje, żywność, przyjemności, rekreacja (rower) => oszczędności. Wyjątkiem bym nazwał sytuację, kiedy kupujesz rower z zamiarem wygrywania nagród w zawodach, bo jesteś sportowcem, wtedy to jest inwestycja.
Jeśli ktoś faktycznie potrafi sobie to wszystko wyliczyć, to pewnie nie potrzebuje tego artykułu. Choć wtedy wątpię, żeby zdecydował się na kredyt.
Dla większości osób jednak głównym argumentem jest „źle się czuję wydając dużą kwotę na raz, lepiej się czuję wydając mniejsze kwoty”. A to jest trochę żenujące…
Ja bym powiedział, że jest to trochę oszukiwanie samego siebie, Jednakże, warto tutaj podkreślić, że zakup za gotówkę jest często dużo bardziej przemyślany. Widać to szczególnie kiedy porozmawiasz z ludźmi, którzy kupili mieszkanie/dom za pieniądze, które sami wypracowali i z tymi, którzy wzięli kredyt (np. ja :D )
Taka jeszcze jedna refleksja, odnośnie tego artukułu. Przedstawiłeś wg mnie świetnie podstawowe zasady inteligencji finansowej, których niestety nie uczą w szkołach… Świetnie znamy chemię, fizykę, matematykę, lektury a potem część z nas ląduje w pętli długów i niewypłacalności bo… nikt nie nauczył skutków życia ponad stan.
Akurat w kwestii estetyki sprzętu nie do końca się zgodzę – niektórzy po prostu dbają i są tego nauczeni. I co ciekawe absolutnie, nie jest to związane ze stanem posiadania. Może drobna ryska to przesada, ale jestem tutaj w stanie niektórych zrozumieć, bo sam bardzo dbam o sprzęt i nie lubię jak jest złachany.
Druga sprawa – jeżeli mamy do wyboru kupić coś za 10k za gotówkę lub kupić to samo w ratach 0% a takie promocje bywają to idiotyzmem jest kupowanie za gotówkę. Zatem raty tak, ale te 0%.
Trzecia – zasadza 3 pensji jest… trzeba podchodzić do niej ostrożnie :). Ważne jest ile nam zostaje z tej pensji wolnych środków. To , że kolega jest jest managerem sredniego szczebla w korpo i ma 8k do reki nie znaczy bynajmniej, że stać go na rower nawet za 20k skoro właśnie spłaca dom, samochód, i wymarzone meble żony i zostaje mu nie więcej jak 3k wolnych środków, a 3 trójka dzieci krzyczy o nowe LEGO (ach bym sobie coś poskładał…:) )
Zasadę 3 pensji przełożyłbym na zasadę 3-4 miesięcznych kwot do rozporządzenia.
Zgadza się, ta „zasada” jest mocno umowna i każdy musi przemyśleć ją pod swoim kątem – ja zakładam, że jest to dochód na jedną osobę, jak ktoś ma na utrzymaniu trójkę dzieci, to matematyka jest nieubłagana…
Ale myślę, że jest to taki zgrubny punkt wyjścia, który w większości przypadków powinien się sprawdzić.
A zakup rowerka biegowego na raty dziecku to konsumpcja czy inwestycja? :D
Komentarz do drugiej sprawy jeśli mogę… Nie ma kredytów (rat) 0% to kit marketingowy. Wartość pieniądza w czasie musi kosztować, a koszt kredytu ratalnego ukrywa się w cenie zakupu. Podsumowując zawsze kupimy dany produkt taniej za gotówkę niż na raty. Raty mogą być jednak rozsądnym wyborem w sytuacji kiedy odłożoną gotówkę zainwestujemy w celu osiągnięcia dodatkowych przychodów większych niż koszt zakupu na kredyt. Inwestycja wtedy będzie spłacała nam raty i jeszcze może coś zostanie na mleczko ;)
Mam nadzieję, że Michal się nie obrazi.
Proszę wskaż mi gdzie jest ukryty dodatkowy koszt w przypadku chęci kupna poniższego piekarnika na raty 0%?
https://www.euro.com.pl/piekarniki-do-zabudowy/amica-fusion-eb7551b.bhtml
Kupiłem szosę na allegrowe raty 0%. Kosztowała mnie 20×170 zł, równiutkie 3400 pln. Był to najtańszy z tych modeli wystawionych na tym portalu, i jeden z najtańszych w polskim internecie, Gdzie jest ten ukryty kit marketingowy?
To poczytaj sobie o ludziach,ktorzy takie ratu wzieli. Czesto sa problemy pozniej z bankiem, bo np potrafia wpisac po wielu latach,ze czegos nie splaciles. Poza tum trzeba im mase kwitow pezedstawic etc. Ja sie ciesze z zakupu za gotowke, place i sprawa jest czysta.
Ja nie muszę czytać – na raty 0% brałem wielokrotnie elektronikę. Żadne przykre konsekwencje mnie nie spotkały.
Skoro nie spłacili czegoś to bank pisze, normalna sprawa. AGD na zero procent w Euro to akurat całkiem dobry deal.
Nie ma czegoś takiego jako 0%! Kradyt zawsze kosztuje. Jeżeli dają Ci raty 0%, to znaczy, że za gotówkę możesz dostać to taniej. :)
P.S. Ciekawa dyskusja, zaczęło się od rowerów, paru porad a teraz jesteśmy na pograniczu AGD i stopy dyskontowej.
Jeżeli kupisz przez internet w Euro jakieś AGD taniej poprzez negocjacje ceny to wyślę Ci bukiet kwiatów :) To Euro płaci bankowi za przygotowanie takiej oferty.
Akurat gotówką musiałbym zapłacić więcej… gdyż w promce Euro, to Euro płaciło pierwszą z 20 rat kredytu o RRSO 0%. Po porównaniu cen z innymi sklepami, a uwierz mi, że wydając kupe kasy na AGD porównywałem, wyszło taniej. Nie chcę tu wyjść na pana z telemarketingu bo mi za to nie płacą ale takie są fakty :) Czy udałoby mi się wynegocjować jakieś zniżki za płatność gotówką…? Już się nie dowiemy ;)
Za gotówkę możesz dostać taniej jak kupujesz w małym sklepie specjalistycznym, gdzie sprzedawca oferuje rabat za płatność gotówką żeby nie płacić prowizji operatorowi płatności (visa itd.). Jeśli kupujesz w dużym sklepie (decathlon, empik itd.) to nie masz szans na żadną negocjację niezależnie od formy płatności. Sklep płaci bankowi za płatności kartą (kilka % od transakcji) oraz raty im więcej rat tym więcej płaci, przy 30 ratach jest to 7-9%, w jednym z dużych banków z którym współpracowałem.
Nic nie trzeba przedstawiać, bank sam sprawdza wszystko na podstawie dowodu osobistego. Wystarczy po spłacie poprosić o bezpłatne zaświadczenie spłaty kredytu, mi wysłali pocztą, nie trzeba się nawet fatygować.
Nie ważne ile się zarabia ale ile się konsumuje i „przepija” pieniędzy. To że ktoś zarabia 8 tyś i wpada w pułapkę kredytów, leasingu, rozpieszczania dzieci zabawkami i nie potrafi oszczędzić znacznych pieniędzy z tej kwoty to już jego problem. Znam osobę (niestety tylko 1) która posiada rower za 15k, nie zarabia nawet połowy tych 8 tyś, nie ma kredytów i dobrze sobie radzi:)
Znam osobę która zarabia 4k i ma rower za 10k. Z wypłaty zostaje mu na koniec miesiąca przysłowiowy „cały ..uj” ;)
Zgodze sie co do jednego. Absolutnie nie kupuj roweru jezeli nie stac cie na jego eksploatacje…. A czy raty czy gotówka to juz indywidualna decyzja kazdego. Raty to nic złego tylko trzeba przeliczyc budzet i przemyślec sprawe bardzo dokładnie. Niestety czesto okazuje sie po zakupie ze ludziom brakuje kasy na serwis , opony , klocki itd. A to juz totalna utopia.
Brawo! 100% zgody. Jak kogoś na coś nie stać to tym bardziej nie stać go na kredyt bo MUSI oddać więcej.
Nie musi, nie wprowadzaj w błąd, są kredyty 0%
A to „albo nie daj borze zwolnią Cię z pracy” to chodzi o boga, biuro ochrony rządu czy rodzaj lasu :-)
O bór! :)
Dobry tekst, prawilne przemyślenia- szczególnie podsumowanie. Dobrze, że masz świadomość, że dotykasz gruntu/platform stopami. Wniosek- wprowadzić rubrykę używane, choć zdaję sobie sprawę że to niełatwe. Może blogoczytacze pomogą?
Mi to się teraz marzy:
– wymienić swoje XC na elektryka (oczywiście z dopłatą)
– kupić gravela
Kto tak ma?
Wymień XC na elektrycznego gravela ;)
A tak serio – z elektrykiem osobiście poczekałbym, aż trochę „dojrzeją” (zasięg, design).
Na bank zaczekam, bo to spory wydatek. XC chce wymienić na gravela, aby na nim z przyjemnością zrzucać „zimowy dorobek”. A elektryk to fajna sprawa, aby na Rychleby wyskoczyć i szybko machnąć 2 razy flowtraila :)
Na bank zaczekam, bo to spory wydatek. XC chce wymienić na gravela, aby na nim z przyjemnością zrzucać „zimowy dorobek”. A elektryk to fajna sprawa, aby na Rychleby wyskoczyć i szybko machnąć 2 razy flowtraila :)
Ten artykuł powinien brzmiec tak: Sklepy rowerowe go nienawidzą, poznaj jeden trik przez który zaoszczedzisz kupe kasy…
Jak jest marzenie o nowym rowerze to trzeba je spełnić, niezależnie czy za pomocą kredytu, pożyczki od rodziny czy systematycznego oszczędzania. Ale najważniejsze to nie rzucać się z motyką na Słońce. Jestem zdania żeby nie odmawiać sobie dotychczasowego życia, przyzwyczajeń ale szukać nowych źródeł finansowania i drobnymi krokami realizować założony cel.
„Jeśli Twój rower ma regulacje, których nie rozumiesz – wydałeś za dużo.” Bez przesady, mysle ze spokojnie mozna sie nauczyc roznych regulacji w trakcie uzytkowania roweru, ja np. nie umiem wyregulowac tloczkow (zeby rownomiernie chodzily, nie mowie o zwyklej kalibracji roweru) i nie sadze,zebym wydal za duzo… Rower jest od jezdzenia, nie od naprawiania/regulacji, pewne rzeczy moze nam zrobic serwisant i styknie.
Bardziej chodzi mi o regulację zawieszenia – równomierna praca tłoczków to kwestia ich czystości/serwisu, nie regulacji ;)
W moim Snabb T1 (Guide R) byla to kwestia zlej regulacji w montazowni – wg. serwisu – stad przyklad :)
Heh…panie. Ten artykuł w moim przypadku to jest o dwa rowery za stary. Pierwszy rower kupiłem na raty i skończyłem spłacać równocześnie z drugim, który kupiłem na raty sprzedając pierwszy. W tym momencie sprzedałem również drugi i kupuje trzeci ale gdzieś po drodze poszedłem po rozum do głowy jak również dokonałem paru życiowych zmian i uda się go kupić za gotówkę. W naszym kochanym kraju trzeba mieć dużo determinacji i umiejętności wyrzeczeń, żeby skutecznie odłożyć na wymarzony rower. Jednak jak pewien bloger kiedyś powiedział, po kupnie wymarzonego roweru w głowie pojawia się wzór N+1 :D Pozdro
Dodam swoje 3 grosze, może komuś się przyda. W życiu stosuję zasadę TAK – dla kredytów inwestycyjnych, NIE – dla kredytów konsumpcyjnych. Pozwala to mniej stresująco przejść przez życie… Ciekawym rozwiązaniem dla firm i dla osób prowadzących indywidualną działalność gospodarczą (VATowców) jest kupno roweru na firmę (za gotówkę) lub leasing operacyjny. Sprawia to że oszczędzamy 23% vatu + 19% podatku liniowego (18% na progresywnym). Łącznie daje to nam ok. 40% tańszy rower! Kupno części osprzętu i innych gadżetów do roweru (ciuchy raczej nie przejdą) również możemy bez problemu kupować na firmę… oszczędność identyczna 42% do przodu. Inwestycja w firmowy rower jest niezwykle ciekawym rozwiązaniem. Jeżdżąc na pocztę z fakturami pozwala zaoszczędzić na paliwie i czasie (nie stoimy w korkach), a przy tym wszystkim zapewniamy sobie niezwykłą satysfakcję, że jeździmy rowerem za 10k, który kosztował realnie 6k. :) Idąc dalej można naprawdę sprawić sobie świetny prezent wyszukując potestową/pokazową maszynę w promocji i co ważne z pewnego źródła na fakturę VAT. Kwesta czy będzie to zakup bardziej inwestycyjny czy może konsumpcyjny zależy do czego będziemy rower używać :D Niewątpliwie w jednym i w drugim przypadku będzie to zakup bardzo zdrowy ;)
I to jest rada!
Taa… chcesz kupić rower – załóż firmę! :P
To co napisałeś zapewne miało być pół żartem pół serio… ale tak serio… taniej się żyje. Nie bez powodu mamy jakieś 3 mln przedsiębiorców w tym kraju. Każdy orze jak może :)
I jeszcze dofinansowanie weźmiesz! A w robocie przeskocz na rok w B2B. Co, słaby układ?
Podstawą odliczenia zakupu od kosztów uzyskania przychodu jest wykazanie (przez przedsiębiorcę), ze zakup ten służy do owego przychodu osiągnięcia. Oczywiście możemy sobie powiedzieć „tym rowerem ze skokiem zawieszenia 170 będę dojeżdżał do klientów w korkach” I nawet w to wierzyć. Ale kontrola skarbowa może mieć zupełnie inne zdanie i np zapytać czy na tym zdjęciu z zwodów enduro to się właśnie z klientem spotkałeś. Odnośnie samochodu za milijon (przecież mógłby jeździć Dacia a ja nie mogę odliczyć roweru!?) to niestety nasze wewnętrzne poczucie sprawiedliwości nie jest wykładnią przepisów podatkowych. Powyższe przemyślenia podparte są interpretacjs US, bo można wystosować takie zapytanie i ktoś już to zrobił.
No to skąd wziąć pieniądze na nowy rower, wujku dobra rado? Przepraszam, ale porady finansowe typu: „dorób po godzinach”, „sprzedaj niepotrzebną kanapę”, „odkładaj 10 lat grosz do grosza” czy „nie bierz kredytu bo to nierozsądne” mogą tylko zirytować dorosłego czytelnika. Michale – czekam na Twoje artykuły o rowerach!
Wiem, że mogą zirytować – zwłaszcza jak się wtopiło w kredyt :P O to właśnie chodziło.
Porady „skąd wziąć pieniądze” pisałem z własnego doświadczenia, więc jeśli dla Ciebie podstawowe zasady oszczędzania są irytujące, to nic więcej nie poradzę…
Problem w tym, że bez tych zasad, spłacenie kredytu nie będzie ani trochę łatwiejsze, niż odłożenie odpowiedniej kwoty w gotówce – zwłaszcza jeśli jesteś „dorosły”, a więc miałeś już czas, żeby zaoszczędzić (tzn. nie jesteś uczniem liceum bez stałego dochodu).
Niestety aż za bardzo dorosły ;-) Myślę, że niepotrzebnie odwodzisz ludzi od kredytu, szczególnie kiedy jest to faktyczne 0%, a inne możliwości zdobycia kasy zawodszą. Osobiście ( i pewnie jak wielu czytelników bloga ) jestem „utopiony” w hipotekę za dom, nową kuchnię żony, czesne za szkoły dzieci i tysiące innych „niezbędnych” wydatków, więc rower to ostatnia rzecz w piramidzie domowych potrzeb. Sam kredytu ratalnego nie dostanę bo choć dochód ponadprzeciętny, stały i opodatkowany w PL to pracodawca zagramaniczny i banki nie mają procedur. A celując w jakiś „przeciętny” sprzęt to jest min. 10 cebulionów. A najlepiej z 15. Stąd rady typu: dorób po godzinach mogą zirytować. Moją receptą na zdobycie upragnionego nowego sprzęta było dłuuugie przeszukiwanie netu w poszukiwaniu super okazji ( 55% ceny detalicznej ) i taka się znalazła, tak jak nagły i (nie)spodziewany przypływ gotówki. Żona postawiona przed faktem dokonanym, a rower w pokoju :-)
Ale z tego co piszesz wynika, że kredyt to są jakieś magiczne dodatkowe pieniądze, które dostajesz znikąd, niezależnie od wszystkich wydatków i zobowiązań. A to są dokładnie te same pieniądze, których przez te zobowiązania nie udało Ci się odłożyć. Czemu nagle ma być łatwiej?
Drugim błędem jest założenie, że „przeciętny” sprzęt musi kosztować 10-15k. A co z używanymi…? O tym też jest w artykule.
Hahaha po wykluczeniu tego co napisałeś pozostaje Ci zmiana pracy. Jeżeli nie potrafisz oszczędzić 20% co miesiąc tego co zarabiasz to wiedz że coś jest nie tak:)
20% ??? To chyba jeszcze nie masz na utrzymaniu domu i rodziny i nie wiesz ile kosztuje życie.
Chyba przydałaby Ci się lektura http://www.finansowyninja.pl :P
Oj wiem doskonale ile kosztuje życie – tyle na ile sobie pozwolisz;) Dlatego napisałem że wiedz że coś jest nie tak. Uważam że powinno się żyć na takiej stopie aby móc oszczędzać co miesiąc. Nie jest problemem żyć od 1 do 1. Są osoby dla których nie jest ważne to czy zarabiają 2tyś czy 6 tyś czy 16 tyś a zawsze będą tyle wydawać że życie od 1 do 1 to norma. Podstawą zmiany nawyków jest wykluczenie myślenia „należy mi się”. Kupno mieszkania – należy mi się, samochód? Należy mi się. Wakacje za granicą? Należą mi się. Piwko po pracy? Należy mi się. Itd Itd. Sporo moich znajomych tak żyje, ale to już indywidualna sprawa. A jeżeli nie masz oszczędności to jak wyobrażasz sobie reakcję w trudnej sytuacji? Lekarz na szybko prywatnie, dentysta, wycieczka szkolna dziecka, popsute auto albo kradzież nagle samochodu? Skazujesz wtedy rodzinę na biedę bo nie potrafisz oszczędzać? No proszę!
Sorry ale porządny rower po tylu latach jazdy tanimi i tylu latach pracy, to mi się do kurr.. nędzy należał!
Poza tym, to jest było nie było inwestycja w zdrowie, jakaś tam.
Mogę się zgodzić, że jeśli mamy w danym momencie pieniądze na rower tańszy (niższy model, albo używany), a alternatywą jest kredyt, to znacznie lepiej jest kupić taniej, jeździć i się nie zadłużać.
Natomiast nie zgadzam się, żeby w sytuacji, gdy w danym momencie nie mamy to siedzieć i odkładać nie mając na czym jeździć.
Absolutnie nie zgadzam się też z pożyczką rodzinną. Absolutnie nie pożyczam pieniędzy od rodziny, przyjaciół i znajomych. Nie pożyczam też swoich pieniędzy nikomu. Zgadzam się tu z reklamą któregoś z banków – „nam jesteś winny tylko pieniądze”. Jakiś wujek pożyczy ci 1000 zł czy ileś, oddałeś dawno, a 10 lat ci będzie wypominał, żebyś mu coś robił, „bo jak ty potrzebowałeś, to ci pożyczyłem”
To jest może brutalne i nie powinienem tego pisać na blogu rowerowym, ale jeśli ktoś jest tak bardzo bez kasy, że nie może sobie pozwolić na używany rower za 2 tys. zł, to moim zdaniem lepiej, żeby (na razie) w ten sport nie wchodził i faktycznie „siedział i odkładał”. A konkretnie, nie „siedział”, tylko wziął się do roboty :P
Co do pożyczki rodzinnej, to masz rację – od wujka czy znajomego też na pewno bym nie pożyczył. Ja pisałem konkretnie o rodzicach, bo to jednak inny rodzaj relacji. U rodziców i tak masz z automatu potężny dług, którego nigdy nie spłacisz, więc raczej nie będą wykorzystywać argumentu pożyczonych pieniędzy, żeby Cię do czegoś nakłonić ;) (w każdym razie byłoby smutne, gdyby musieli)
20 lat temu kupiłem swój pierwszy rower MTB na raty. Wisiał na ścianie w sklepie czarny Cannondale Beast of the East 1997r z żółtymi napisami i „przemówił” do mnie.. musiałem go mieć! RRSO było wtedy na poziomie 30-40% Przez 2 lata oddawałem co miesiąc 1/3 wypłaty ale nie żałuję ani jednej przepłaconej wtedy złotówki… Ten rower przeniósł mnie w inny Bike’owy Swiat , który do dziś mnie nakręca. Czasem rozsądek warto odstawić na bok :D choć zaznaczę,że potrzeba dużo samodyscypliny w spłacaniu kredytów generalnie.
Myślę, że sporo samodyscypliny wymaga jednak odkładanie a nie spłacanie kredytu ;)
Coś w tym jest. Kredyt to dyscyplina narzucona z zewnątrz. Z dwojga złego, wolę samodyscyplinę ;)
Jest jeszcze taka grupa ludzi „w gorącej wodzie kąpanych”, którzy mają możliwość odłożenia na wymarzony sprzęt w niedługim czasie ale chęć posiadania go „tu i teraz” jest tak silna że jedynym wyjściem jest właśnie pożyczka…
Grunt to wydać mądrze te pieniądze, czyli kupić taki sprzęt, który da Ci tyle frajdy i satysfakcji z jego posiadania że nie będziesz myślał o wydanych pieniądzach…
Ciekawe że miałem podobny rower co kolega KRZYCHUMALINA. Cannondale V700 z karbonowym wachaczem ful 100/100, kupiłem go w 2004-5 za 800 zł i tak samo przeniósł mnie w Bike’owy świat enduro. Używka! Chydrauliczne chamulce! Pierwszy na rynku Bomber! Za gotówkę! Byłem wtedy w niebie. Więc jestem za teorią Michała, lepiej kupić używkę na którą mnie stać, niż się później bać.
Raty 0% to jest fantastyczny sposob na kupno drogiego roweru. Pod warunkiem ze i stac cie na to. A piszac stac cie, masz dosc oszczednosci zeby go kupic za gotowke albo mozeswz spokojnie oszczedzic z wymienionych 3 wyplat.
Jednak rozlozenie sobie splaty w czasie ma powazne zalety:
– poprawia plynnosc finansowa,
– jest tansze (inflacja),
– zona nie wie tak na prawde ile ten rower w sumie kosztowal
Ostatnio wydałem około 12k na AGD a w sklepie zaoferowali mi kredyt 0% (przeczytałem dokładnie umowę z bankiem i rzeczywiście 0%). Czy długo się zastanawiałem nad tym kredytem? Nie, jeżeli dzięki temu zostanie mi na koncie oszczędnościowym sporo wolnej gotówki na nieprzwidziane wydatki (choroba, samochód), która jeszcze do tego generuje mi odsetki, to w takim razie dobry deal. Ale… to był sprzęt AGD na nowe mieszkanie, który musiałem kupić.
Ja osobiście bym nie wziął za to kredytu (nawet tego 0%) na realizowanie hobby, bo to nie jest coś muszę tylko coś co chcę. Musiałem kupić lodówkę żeby mi się żarcie nie psuło ale nie muszę kupować nowego roweru za 12k… Mogę kupić tańszy albo podobny model, tyle że używany. A jak koniecznie chcę rower nowy to poczekam i pozbieram.
Ludzie których nie stać na rower w cenie 2-krotności średniej krajowe czy 4-krotnej minimalnej nie mają pieniędzy nie dlatego, że nie wpadli na to jak je zarobić. To bardziej skomplikowane.
Trochę aroganckie jest tak zakładać i pisać porady w stylu „zostań freelancerem” czy „dorób za granicą”. Był taki prezydent co dawał takie rady ;) więc uważaj, bo Cię zdeblogeryzują :D
Zgodzę się jednak co do sposobów na zakup tańszego roweru.
W mojej ocenie najlepsza opcja przy małym budżecie to zakup używanego za gotówkę i po negocjacjach.
Odłożenie kasy jest wyzwaniem. Ale mając kasę w ręku zawsze masz przewagę nad sprzedającym, ponieważ on ma rower którego nie chce a Ty pieniądze których potrzebuje. To psychologiczny mechanizm który zawsze daje przewagę kupującemu.
Dlatego warto zawsze negocjować. Można ugrać rabat ponieważ gdy kasa leży na stole na sprzedającego działa ten sam mechanizm, który kusi ludzi na kredyt czy raty: kasa to i teraz. Koszt może troszkę większy ale nagroda będzie szybka.
I dlatego odkładanie gotówki zawsze się opłaca a wszelkie formy kredytu zawsze kosztują.
A bardziej filozoficznie płynąc…
Problem w tym, że 90% blogów i recenzentów podkreśla w jeździe rowerem zajebistość sprzętu. A prawda jest taka, że większość chłopaczków na dirtówkach w budżecie 2500 złotych potrafi na rowerze więcej niż posiadacze topowych endurówek. I fun mają z budowania umiejętności a nie z posiadania sprzętu. Sprzęt to pułapka :D
Jak nie ma się pieniędzy na rower, lepiej zainwestować w umiejętności jazdy. Te zawsze się przydadzą i nie wymagają super sprzętu. Umiesz bunny hopy? Umiesz manuale? Masz dobrą kondycję? Ok. Zacznij szukać roweru.
Jak chodzi o wyposażenie, często przeceniamy jego wartość. Wiem to po wielu własnych błędach zakupowych. Najważniejsze, moim zdaniem, w rowerze MTB jest dobra rama (geometria i dopasowanie), hamulce i odpowiednio dobrane do obręczy opony.
Cała reszta sprzętów jest naprawdę wtórna. Sprzętowy wyścig zaczyna mieć znaczenie gdy osiągniemy maksimum swoich umiejętności.
Kiedyś ktoś mądry powiedział mi, że jeżdżenie na rowerze (tutaj chodziło o górski) to w 95% umiejętności rowerzysty, a tylko 5% reszta, w tym sprzęt i koła bezdętkowe :).
Sam jako 40 latek oddałbym wiele, aby jeździć jak dzieciaki 20 letnie, nawet za cenę mojego pięknego roweru. Czasami aż wstyd, że ktoś na „budżetówce” robi rzeczy, których jak nie zrobię, nawet jakbym zainwestował kolejne 10k.
Ale taki urok życia, jedni wstawiają silokony, a inni kupują rowery z ramą karbonową, aby dogonić świat :)
Też nie mam 20 lat, w dodatku mam całe stado na utrzymaniu i mało czasu. Myślę jednak, że sporo podstawowych rzeczy można się nauczyć, po prostu tego nie robimy bo pracujemy dużo czasu żeby mieć te full carbony ;) też tak robiłem. Dalej robię. Ale ostatnio doszedłem do ściany. Nic więcej nie kupię dopóki nie opanuję tej maszyny w 100%.
I dlatego pojawiła się możliwość wydawania kasy na szkolenia techniki jazdy. Jak wyłożysz na nie 10k, to jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że jednak dogonisz „młodzików” ;)
Na razie na szkolenia wydałem 1k. Ale wciąż brakuje mi 5 trików i 3 umiejętności, które chciałbym mieć w portfelu. :)
No i z tym 5% sprzętu to trochę przesada – ja bym powiedział, że 20%. Przy czym w tych 20% nie ma jednoznacznego przełożenia, że drożej=lepiej. Bardziej chodzi o dopasowanie sprzętu do tego, co się robi (nawet najlepsze umiejętności nie pomogą, jeśli pojedziesz szosówką na trasę enduro). Cena jest ewentualnie wynikowa (w bardzo tanim rowerze nie możesz liczyć np. na dobre zawieszenie, opony, hamulce…).
Wiadomo! Ale tu chodziło bardziej o to, że dalej czynnikiem decydującym i to w największym, bardzo duzym stopniu decydują umiejętności. Podobnie jak w szosówkach – ludzie płacą 10k za 300 gramów mniej a sami mają 10k nadwagi. :)
… i ty się mylisz, jest na alledrogo sposób, żeby mieć ciastko i zjeść ciastko ;-), dosłownie raty 0%, sprawdzone
Za raty 0% płaci sprzedawca a czasem Allegro. To się im zwraca albo w prowizjach albo w wyższej cenie oferty. Zobacz jakie są różnice w cenach tych samych produktów w sklepach na Allegro i poza nim.
Jeśli nie płaci sprzedawca to i tak masz na głowie temat comiesięcznej spłaty. Dodatkowo, tracisz możliwość negocjacji i przewagę posiadania gotówki.
Teoretycznie nawet mógłbyś ten hajs wrzucić na lokatę ale ten nikły procent który Ci w międzyczasie przyrośnie nie zrekompensuje strat z braku negocjacji.
W efekcie jedyne co zyskujesz to że masz rower szybciej. Ale nie zaoszczędzisz na tym ani grosza a wręcz przeciwnie.
Ja to widzę tak:
Odkładanie na rower:
Przelewanie miesięcznie na konto 300 zł (konto oszczędnościowe „wymarzony rower”)
Czas dostawy: 3 lata
Robimy miesięcznie opłatę za korzystanie z roweru, tylko ze nie możemy go jeszcze używać, bo dostawa za 3 lata. No i myślimy o rowerze w kategoriach stałego kosztu bez możliwości jeżdżenia.
Raty:
Przelewanie miesięcznie na konto 300 zł (konto banku)
Czas dostawy: 24 godziny
+ opłata za dostawę szybszą o 3 lata (odsetki)
Jeździmy od razu.
Dlatego rower na raty nie jest spieprzeniem sobie frajdy. Wręcz przeciwnie, przyspieszeniem w spełnianiu marzeń.
A teraz inny obraz: można kupić rower w sezonie kiedy ma premierę lub poczekać aż będzie na wyprzedaży i kupić taniej – tu znowu płacimy więcej za to ze mamy go wcześniej.
Jakby mi żona pozwoliła przeznaczyć 3-krotną wypłatę na rower przy o wiele większych oszczędnościach to … nieee don’t gonna f* happen :)
W mojej ponad 23 letniej karierze miałem ok 40 rowerów i tylko 4 z nich były nowe. Mam dla was 3 rady:
1) Robiłem tak za czasów licealnych/stydenckich – miałem pule pieniędzy rowerowych – kupiłem coś, potem sprzedałem i do tych pieniędzy dokładam trochę i kupuje nową część (oczywiście używaną)- z czasem ta pula urosła mi do sprzętu o wartości ok 5500 zł, oczywiście rozciągnięte było to w czasie(przykład – kupiłem Nixona od autora blogu za 750zł po roku jazdy sprzedałem go za 700, dodaje 150zł i kupuje coś lepszego)
2) Gdy mamy spory przychód i dowolny budżet, oraz gdy możemy zamrozić trochę gotówki, kupujemy używany i składamy najlepszą mieszankę części z starego i nowego roweru, na tym lepszym jeździmy a ten gorszy sprzedajemy – różnica w cenie czasami bywa niewielka (zwłaszcza jak nie spieszy nam się z sprzedażom).
3) Wszystkim moim kolegą radze też by nie stosować zasady N+1, tylko złożyć jeden porządny rower, a wszystkie dodatkowe jechać po najtańszej linii oporu np szosa nie za 6k tylko 1.5k. I tak w dzisiejszych czasach nie sprzęt jest problemem, tylko czas by na nim jeździć.
No i na koniec – nie lubię być niewolnikiem sprzętu (o sprzęt bardzo dbam), ale rysy czy uszkodzenia jednak są nieuniknione i po prostu mając używkę cieszymy się jazdą, a nie staramy tylko nie porysować ramy.
…twój 40 bajk o wartości 5,5K w ciągu 23 lat jazdy? *_* – w takim tempie to nie doczekasz się na porządny rowerek +10K
1) Czytaj ze zrozumieniem, taki rower dorobiłem się w czasach studenckich/licealnych a wiec, gdy człowiek nie ma stałego przychodu, lub gdy ten przychód nie jest spory. 2) porządny rower nie musi kosztować 10 tyś. to mój obecny, na który wydałem ok 5300 + okazyjnie damper
(zrobiłem mix najlepszych części i stary rower sprzedałem za 5000) Powiedz co lepszego maja rowery za 10k? Osprzęt xt, korba slx, damper CCDB, pike, reverb, kaseta 11-46. Wszystko działa idealnie! 3) Myślenie jest w cenie – czasem wystarczy tylko troszkę pomyśleć, jak nie to przepłacasz za wszystko (mieszkania, auta czy rowery) 4) jaką Ty masz dobrą radę?
Mnie nie stać więc wziąłem kredyt. Jestem stary, gruby i nie mam już czasu na odkładanie. Zjazdy to coś co mogę nazwać „cudownym momentem kiedy mogę umrzeć”. Wolę skończyć z kredytem na stoku niż z kasą na koncie i w wygodnym łóżku.
Heh, raz się żyje :) Podejście dość dobre, jednak ja wolę po sobie zostawić coś innego niż kredyt dla dzieci.
Też prawda. Kumpela w pracy mawia: „Jutro pier..nie w ciebie tramwaj, dziś to zrób!”
Druga nogą oprzeć się pewnie na gruncie i mamy jing i jang ;)
Mi żona złożyła propozycję.Zamiast brać kredytu pożyczyła mi kasę która była na kącie oszczędnościowym.Muszę jej tylko oddać tyle ile by zaoszczędziła przez rok na koncie.Reszta na części poszła ze sprzedanych części z poprzednich rowerów.Dodam że kupowałem dwa rowery(a raczej ramy i sam składałem rowery nie jeden a dwa)Suma sumarum dwa rowery wyniosły mię ponad 16tyś.Złożone tak jak ja chcę konkretne rzeczy.Fakt że szukałem okazji i jesiennych promocji,ale się opłacało.Wpadła tez dodatkowa kaska więc jest git.
Ze swojego doswiadczenia napisze, ze roznie to bywa :) Czasem warto cos kupic za gotowke, a czasem na raty. Natomiast jesli kupowalem cos na raty, to znaczylo, ze na koncie mialem conajmniej 5x tyle, ile dana zabawka kosztowala w gotowce.
Czyli, kupujac na raty rower o wartosci £4000, minimalne oszczednosci na koncie to £20000. Wowczas w ogole nie odczuwasz zadnego dyskomfortu zwiazanego z placeniem rat. Raty natomiast warto czasami wziac, by zbudowac dobra historie kredytowa.
Też zrobiłem sobie „historię kredytowa” z rozmysłem. Ale te kwoty to takie mało lokalne..
Czytam te komentarze i oczom nie wierzę. 20 lat temu, mając 19 lat – byłem wtedy w liceum, z dodatkowej pracy po szkole i w wakacje, kupiłem sobie za odłożone pieniądze po 10 miesiącach rower za ponad 5000 zł. Był to full XC marki Wheeler. Napiszę jeszcze raz, była to końcówka zeszłego tysiąclecia. Prace znalazłem sam nikt mi nie pomagał. Ten rower mam do dziś, czeka jedynie na odrestaurowanie go używając do tego oryginalnych części, które ostatnio wszystkie już zebrałem.
Oczywiście kredyty to fajna sprawa ale brane z głową. Nie piszę tu w tym miejscu do uczniów czy studentów bo to jest okres w którym z kasą zawsze krucho. W wieku już poważniejszym nie wyobrażam sobie nie mieć oszczędności w całości pokrywający zakup na kredyt nowego roweru czy to będzie sprzęt za 10 czy 40 tysięcy złotych. Przecież ludzie do jasnej ciasnej musicie mieć jakąś kasę na koncie na czarną godzinę, no chyba, że lubicie żyć w wiecznym stresie. Ktoś tu pisze no bo dom, no bo żona i jej nowa kuchnia – ach ci pantoflarze. Chcę mieć lepszy rower albo kolejny do kolekcji, kupię zatem tańszy samochód, czy kuchnię czy co innego. Ja tak robię. Zawsze mamy wybór. Pomyślmy sobie co sprawia nam w życiu najwięcej przyjemności. I tym się kierujmy.
Świetny artykuł jak zawsze Michał. Pozdrawiam
No widzisz, wychodzi na to, że jesteśmy już starej daty :P Teraz nagroda ma być od razu…
Pantoflarze nie pantoflarze, mają takie nie inne wydatki co nam do tego. Jak masz stałą pracę, stałe dochody i nie chcesz nadwyrężyć budżetu jendorazowym strzałem za 15k to kredyt nie wydaje się złym pomysłem, jak jesteś studenciakiem bez żony i dzieci i masz mase czasu, który spędzasz na miasteczku waląc browary to więcej sensu ma dodatkowa praca niż kredyt. Ja bym kredytu na rower nie wziął ale nie mierzę każdego swoją miarą.
W 100% zgadzam się, że warto rozsądnie gospodarować pieniędzmi i nie wydawać ich „na styk”. Pozostaje kwestia, co robić z nadwyżkami finansowymi i ja polecam obligacje skarbu państwa. Nasz kraj, co by nie mówić o rządzących, nie powinien (na razie) upaść i choć obligacje nie są zbyt szałowo oprocentowane, to ich dużym plusem jest to, że jak chcemy wypłacić stamtąd kasę (przed zakończeniem okresu na jaki się wpłaciło), trzeba czekać tydzień, aż pieniądze do nas wrócą. A to dobry demotywator, aby ich stamtąd nie wypłacać (bo się nam zamarzył T-Shirt, którego i tak nie potrzebujemy).
Ale z jednym się nie mogę zgodzić z Twojego tekstu. Napisałeś: „Średnia krajowa w 2017 to około 3300 zł „na rękę”. Jeśli tyle zarabiasz, 10 tys. zł na nowy rower (…) nie doprowadzi Cię do bankructwa. Jeśli zarabiasz 1500 zł, raczej rzuć okiem na (…) rynek rowerów używanych do 4500 zł. To bardzo duże uproszczenie (…)”
To niestety nie jest uproszczenie, a przekłamanie. Chyba, że wychodzimy z założenia, że obie te osoby mieszkają z rodzicami i nie dokładają się do utrzymania. W innym wypadku, te dwie osoby muszą wynająć/opłacić mieszkanie, jedzenie, artykuły higieniczne, inne podstawowe potrzeby. I obie mogą wydać na to dokładnie tyle samo (np. 1400 zł). Tylko temu co zarabia 3300 zł zostanie wtedy 1900 zł w kieszeni, a temu co zarabia 1500 zł – jedynie stówka.
..i nie bać się szefa i pytania go o podwyżkę. Większość branż już piszczy, że albo „Ukraińcy” albo „nikomu się w tym kraju nie chce robić”. Bo dobra praca kosztuje. Zanim twój szef to zrozumie (bo on już wie ale jeszcze nie przegryzł) ty już będziesz pracował w innej firmie. Popraw CV, załóż LinkedIn, doszkalaj się. Skup się na pracy, pieniądze cię same odnajdą.
Jeden z głupszych artykułów tutaj. Przecież nikt nie będzie odkładał 3 lata jak chce pojeździć TERAZ ;))
Nie macie kasy to kredyt jest jedynym sposobem, a do tego buduje to waszą historię kredytową i ułatwia wzięcie innego kredytu. Nie wiem dlaczego nie można niby roweru traktować jak samochodu? Utrzymanie roweru to droga zabawa i chyba nikt kto ma rower nie myśli, że jeżdżenie jest za darmo.
No tak, bo w życiu wszystko trzeba mieć TERAZ… A jak się nie ma kasy, to przecież można ją magicznie wyczarować. Bo w końcu oszczędzanie jest głupie.
Michał!
Mam wrażenie że patrzysz na temat z perspektywy osoby która bardzo boi się klęski finansowej. Jest to zrozumiałe, chciałem Ci jednak przedstawić mój sposób rozumowania którym kierowałem się biorąc rower na raty. Otóż pracowałem wtedy w sklepie rowerowym, codziennie moje zainteresowanie budził prężący się dumnie na wystawie Ns Snabb , przypadkiem mój rozmiar, miał kilka rysek na tylnych widełkach (dość mocno widocznych) ale mi one nie przeszkadzały ;). Uzbierałem 8 tysięcy złotych w gotówce… i kupiłem go na raty z wpłatą własną 2500 zł.
Dlaczego tak zrobiłem?
Chciałem budować sobie historię kredytową oraz ponieważ wolę mieć gotówkę na koncie, pozwoliło mi to zbudować poduszkę finansową.
(płacę za mieszkanie, spodziewaliśmy się z żoną dziecka itd.)
Ktoś powie że to nieodpowiedzialne brać kredyt na zabawkę gdy nie ma się dużych oszczędności i w drodze dziecko. Zdecydowałem się na to ponieważ miałem już podpisaną umowę do innej pracy oraz przez fakt że zwalniałem się ze sklepu rowerowego i w późniejszym czasie nie kupiłbym takiego roweru za takie pieniądze (szef na odchodne pozwolił mi go kupić po cenie hurtowej).
Nowa praca pozwoliła mi oszczędzić dużo więcej, obecnie zarabiam około 3500 zł, rata za rower wynosiła 270 zł, kredyt 0%. Rower spłaciłem po 7 miesiącach (chociaż mogłem po 20) ale staramy się z żoną o kredyt na dom i lepiej w takich sytuacji nie mieć innych zobowiązań.
Za niedługo mam 23 urodziny, nie demonizuj kredytów (zwłaszcza 0%, inne to głupota jeśli są konsumpcyjne). Kredyt pozwala nauczyć się sumienności oraz pokory finansowej, pierwszy wziąłem na TV i konsole w wieku 19 lat (4500zł) :D. Nigdy nie miałem problemów by spłacić raty.
Michale a co jeżeli pracuje w sklepie rowerowym i mam konkretne zniżki. Np zakup w cenie hurtowej + 5% marży oraz raty 0%. Uważasz że z takimi asami w rękawie zakup roweru na raty to nadal błąd?