La Palma z Transalp.pl

14 maja 2019 28

Już dawno zabieranie się do pisania relacji nie szło mi tak źle – jeśli jakość wyjazdu rowerowego poznaje się po tym, jak bardzo nie ogarniasz życia po powrocie, to La Palma z Transalp.pl była absolutnie wybitna. Na szczęście nie tylko dlatego!


Wyjazd opisuję w ramach współpracy z organizatorem, Transalp.pl


Dlaczego La Palma (i gdzie to jest)?

Rozpoczęcie sezonu na kanarach – a konkretnie na Gran Canarii – było jednym z moich głównych planów noworocznych, wstępnie ustalonych z Tomkiem Pawłusiewiczem już podczas transalpu. W tym sezonie Tomek zrezygnował jednak z organizacji wyjazdu na tę wyspę. Zamiast tego, wylądowaliśmy trochę bardziej w lewo i… level wyżej.

Dlaczego „level wyżej”?

Kto był na obu, ten mówi, że La Palma jest podobna do bardziej popularnej Gran Canarii, tyle że jeszcze ładniejsza i… jeszcze trudniejsza. Prawdę mówiąc, obawiałem się tego wyjazdu. Spakowałem pancerne ochraniacze, fullface’a i w ostatniej chwili załatwiłem test Whyte’a G-170 29″ – prawdziwego czołgu na najgorsze hardkory.

La Palma z Transalp.pl
Na ile to wszystko było potrzebne…? Do tego wrócę za chwilę, ale najpierw relacja :) / Fot. Tomasz Pawłusiewicz, Transalp.pl

No dobra, opowiadaj jak było!

Kolejne dni na gorąco opisywałem na Facebooku. Poniżej znajdziesz nieco bardziej uporządkowaną relację, ale jeśli śledziłeś moje posty na bieżąco, możesz ją śmiało pominąć.

Dzień 1: Release the Kranked

Ze wszystkich krajobrazów, jakie oferuje La Palma – zwana „kontynentem w miniaturze” – pierwszy dzień zdominował wariant księżycowy

Hajlajtsem zjazdu na południe wyspy był fragment w głębokim pyle wulkanicznym, przypominającym drobny piasek. Żeby zachować sterowność, trzeba zapomnieć o technice jazdy, usiąść na tylnym kole i z grubsza kontrolować kierunek wychyleniem roweru.

Po zjechaniu do latarni morskiej, wróciliśmy busami do punktu startowego, tym razem wybierając trasę o podobnym charakterze, ale schodzącą w pobliże naszej miejscowości – docierając na miejsce już po zachodzie słońca.

Dzień 2: Wulkan 1:0 Malwina

Deszcz na wschodzie wyspy skłonił nas do zmiany planów i ataku na zachodnią krawędź wulkanu – jedną z trudniejszych tras, startującą z blisko 2400 m n.p.m. Korzystając z okazji, na podjeździe zahaczyliśmy o punkt widokowy na szczycie Roque de los Muchachos, z którego z jednej strony można rzucić okiem na międzynarodowe obserwatorium astronomiczne, a z drugiej: kalderę wulkaniczną głęboką na 1500 metrów.

Niestety, wybór trasy okazał się pechowy dla Malwiny, która po ok. 30 minutach jazdy zaliczyła niefortunny lot przez kierownicę zakończony złamaniem ręki… Reszta grupy po blisko 5 godzinach zjazdu (!), obejmującego kultowe agrafki nad Puerto Tazacorte, zameldowała się w oceanie.

Dzień 3: Polowanie na zdjęcie roku

Trzeciego dnia wróciliśmy – w nieco uszczuplonym składzie – na Roque de los Muchachos, tym razem zjeżdżając wschodnim grzbietem kaldery, który okazał się dużo bardziej litościwy dla naszych kości…

Skalisty trawers z ogromnymi spadkami po obu stronach niektórzy okrzyknęli najbardziej epickim miejscem wyspy, a „magiczny las”, do którego zjechaliśmy chwilę później, możesz kojarzyć z konkursu Photo of the Year 2016 na Pinkbike.

Gdyby te dwa skrajnie różne krajobrazy komuś nie wystarczyły, dalej czekał kamienny chodnik z milionem agrafek i deser w postaci upragnionego flow na skalistym zjeździe z widokiem na ocean.

Dzień 4: Prawie tak jak w filmach

Z La Palmą jest jak u Hitchcocka – na początku masz wrażenie, że to najpiękniejsze miejsce na ziemi, a potem każdy kolejny dzień urywa dupę z finezją ruskiego granatu.

To filmowe nawiązanie pojawiło się nie bez przyczyny, bo czwartego dnia mijaliśmy samochody ekipy kręcącej serial „Wiedźmin” Netflixa. Nic dziwnego, że wybrali to miejsce – na niewielkiej powierzchni oferuje wszystkie epickie krajobrazy rodem z filmów fantasy.

Masz więc szlaki tylko dla siebie. TAKIE szlaki! Choć krawędź kaldery dnia trzeciego zawiesiła poprzeczkę w stratosferze, to dla mnie właśnie zjazd kanionem do zapomnianej przez świat wioski na północnym krańcu wyspy okazał się najpiękniejszą trasą wyjazdu.

A ponieważ wracając do bazy i tak musieliśmy zdobyć busem sporo wysokości, to uznaliśmy, że szkoda byłoby nie stracić jej na rowerze. Zwłaszcza, że drugiego dnia ominęły mnie kamienne agrafki, które zobaczysz w każdym rowerowym przewodniku po La Palmie.

Dzień 5: Żar tropików i bełty diabła

Po absolutnie epickim dniu czwartym, nazajutrz rano zastanawiałem się, czym jeszcze zaskoczy mnie La Palma. Odpowiadam: tropikalną dżunglą. Zjazd zaczęliśmy trochę niżej – „zaledwie” na 2100 m n.p.m., więc dość szybko uporaliśmy się ze skalistymi agrafkami i wylądowaliśmy w lesie.

Ale kiedy po paru kilometrach wjechaliśmy w wąwóz na poziomie chmur, roślinność momentalnie zmieniła się w wilgotny las wawrzynolistny, występujący tylko w paru miejscach na Ziemi.

Ale ta wyspa nie byłaby sobą, gdyby zafundowała nam tylko jedną taką atrakcję w ciągu dnia, więc po krótkim chilloucie w Santa Cruz ruszyliśmy busem na tzw. „bełty diabła”.

Dzień 6: Podłoga jest lawą

Zmienność La Palmy spowodowała, że dopiero ostatniego dnia pojawiły się u mnie momenty „coś podobnego chyba już widziałem”. Choć znany z pierwszego dnia słoneczny punkt startowy, tym razem przywitał nas chłodem i deszczem.

Powrót busem do punktu startowego na drugi zjazd – tym razem na zachód – świetnie pokazał różnorodność La Palmy. Już po kilkuset metrach zjazdu w chmurach, kurtki schowaliśmy do plecaków i wjechaliśmy na skąpany w słońcu ostatni „OS” wyjazdu, zaczynający się sosnową trasą „flow”.

Ale sielanka szybko się skończyła, kiedy wjechaliśmy do… koryta rzeki. „Też mi mecyje…” – powiesz – „na zawodach w Szklarskiej też był zjazd rzeką”. Tyle że tutaj zjeżdżaliśmy rzeką… lawy! Poziom trudności znacząco obniżał fakt, że lawa (zaledwie) kilkadziesiąt lat temu zastygła, ale ogromne skały wymieszane z pyłem wulkanicznym i tak wymagały pełnego skupienia.


Faktycznie było tak trudno?

I tak, i nie. Nie, bo zdecydowanie nie jest to jakiś level: inferno, jak sobie wyobrażałem z opowieści. Tak, bo mimo wszystko jest to najtrudniejsza miejscówka, w jakiej byłem – bardziej wymagająca od chociażby San Remo, czy alpejskich szlaków.

La Palma z Transalp.pl

Głównie wynika to z połączenia wysokogórskich, wulkanicznych krajobrazów z surowością nie-rowerowych szlaków. Będąc w Finale, nawet jeśli jakaś sekcja wydaje Ci się przerażająca, to masz gdzieś z tyłu głowy, że ktoś ją przecież ułożył pod rower i jeśli tylko się odważysz, okaże się przejezdna. Na La Palmie nie ma takiej gwarancji – na każdej sekcji musisz decydować, czy dana przeszkoda jest do pokonania, czy wymaga zejścia z roweru.

La Palma z Transalp.pl
Którą linię wybierasz…?

A ponieważ podłoże to często ostre skały, na stromych zjazdach i przy niemałej ekspozycji – nawet niegroźne gleby mają nieprzyjemne konsekwencje. Jeśli masz szczęście, obetrzesz sobie skórę. Jeśli nie, zafundujesz sobie zwiedzanie hiszpańskiego SOR-u i kilka tygodni przerwy od jazdy – jak moja żona, po pechowym upadku drugiego dnia…

La Palma z Transalp.pl

To dla kogo jest ta miejscówka?

Z całą pewnością nie dla początkujących. W raju będą tutaj zaawansowani riderzy, którzy lubią techniczną jazdę po prawdziwych szlakach. Ale osoby średnio-zaawansowane z górskim doświadczeniem też będą miały sporo frajdy, zwłaszcza na dolnych fragmentach tras.

La Palma z Transalp.pl

Bo kiedy pojedynczy zjazd traci 2400 metrów wysokości na 30 kilometrach, trudno jest mówić o charakterze danej trasy. Zmienia się on wielokrotnie, łącząc elementy techniczne z sekcjami, gdzie można złapać dobry flow (jest to jednak tzw. „naturalny flow”, czyli płynna jazda po kamcorach – miłośnicy gładkich, zrównoważonych ścieżek nie mają tu czego szukać).

La Palma z Transalp.pl
I to właśnie ta różnorodność jest w La Palmie najpiękniejsza – dosłownie.

Czy na La Palmie jest ładnie?

Tak jak zwykle mam wyrąbane na widoki – liczą się tylko trasy – tak tym razem krajobrazy mnie powaliły i zostały największą atrakcją wyjazdu.

Jak wspomniałem w relacji, ta wyspa – o powierzchni dwukrotnie mniejszej od powiatu Radomskiego – jest nazywana „kontynentem w miniaturze”. Znajdziesz tu wszystko od wysokogórskiej pustyni po tropikalne lasy – i wszystko pomiędzy (choć pod względem liczby autokomisów, Radom jednak wygrywa).

La Palma z Transalp.pl
Zjazdy z Roque de los Muchachos zaczynają się nad poziomem chmur, więc jest sucho, słonecznie i… wietrznie. Trasy na tej wysokości to głównie techniczna jazda po skałach, ze sporą dawką ciasnych zakrętów, uskoków i ekspozycji. Wysokość traci się jednak dość łagodnie – od stromych ścianek częściej zdarzają się podjazdy.
La Palma z Transalp.pl
Nieco niżej, szary pył wulkaniczny zaczyna kontrastować z zielenią sosnowych lasów, a luźna nawierzchnia – zwłaszcza w południowej części wyspy – pozwala na freeride’owe szusowanie w starym stylu.
La Palma z Transalp.pl
Z kolei na wschodzie i na północy, kiedy po kilkudziesięciu minutach wjeżdżasz w chmury, zieleń atakuje Cię z każdej strony. Stary mech wręcz odrywa się z drzew wyglądających, jakby skrywały wejście do jaskini piratów, a wilgotność jest tak duża, że mgła skrapla się dosłownie na Twoich oczach (jeśli zapomniałeś gogli).
La Palma z Transalp.pl
Dodaj do tego wodospad chmur przelewający się przez główny grzbiet kaldery wulkanicznej i charakterystyczne dla La Palmy strome doliny wcinające się głęboko w ląd (tzw. barranco), a dostaniesz „najpiękniejsze miejsce do jazdy na rowerze”. To słowa organizatora wyprawy, który zna na wylot zarówno Wyspy Kanaryjskie, jak i Alpy, więc mi maluczkiemu pozostaje tylko podpisać się pod tym obiema rękami i nogami.

A jaka jest pogoda?

Wspomniałem przed chwilą o wietrze na szczycie i lasach o dużej wilgotności, która na Twoich oczach morphuje w mżawkę. Koniecznie trzeba więc mieć w plecaku kurtkę przeciwdeszczową i coś cieplejszego. Już samo przewyższenie powoduje, że różnica temperatur między plażą a szczytem to ok. 15 stopni. Więc kiedy na dole jest przyjemne 20 stopni…

La Palma z Transalp.pl
…na górze założysz na siebie całą zawartość plecaka.

Tych zupełnie naturalnych zjawisk nie da się uniknąć, ale poza tym, pogoda na La Palmie jest idealna do jazdy przez cały rok – nawet zimą! Po pierwsze, mówimy tu o wyspie na środku oceanu, oddalonej o jakieś 500 km od Sahary. Klimat jest więc dość ciepły, ale przede wszystkim łagodny i stabilny.

La Palma z Transalp.pl
La Palma nazywana jest „krainą wiecznej wiosny”. / Fot. Tomasz Pawłusiewicz, Transalp.pl

Po drugie, ponad 2000-metrowy grzbiet kaldery wyraźnie dzieli wyspę na dwie strefy klimatyczne: jeśli na wschodzie zapowiadany jest deszcz, po prostu zjeżdżasz na zachód – i odwrotnie.

Choć jego wykorzystanie wymaga doświadczenia…

Czy warto jechać z przewodnikiem?

Jak wspomniałem we wstępie, na La Palmę pojechaliśmy w ramach wyjazdu zorganizowanego przez Tomka z Transalp.pl. Poza wróżeniem pogody w danym miejscu i czasie, jego doświadczenie przydało się przede wszystkim przy organizacji lokalnego transportu (taxi-busów z przyczepami na rowery- język hiszpański obowiązkowy). I oczywiście w doborze tras.

La Palma z Transalp.pl

Jasne, sporo linii jest oznaczonych na Trailforks, ale ich sensowne połączenie w tygodniowy wyjazd nie jest już takie proste. Zwłaszcza, że wyspa jest częściowo objęta zakazami – warto wiedzieć, które z nich są faktycznie zakazami, a które jedynie… luźną sugestią. Ja osobiście wolałem zapłacić za zorganizowany wyjazd – raczej nie wybrałbym La Palmy, gdybym miał sam odpowiadać za całą organizację.

Ile to kosztuje?

Tak jak w przypadku transalpów, wycena wyjazdu na La Palmę jest trudna, bo część opłat – zależnych od wielu czynników – trzeba uiścić samemu. W moim przypadku wyglądało to tak:

Czyli zakładając, że dojazd samochodem na lotnisko podzielisz na dwie osoby (organizator nie zapewnia transportu z Polski, ale ułatwia dogadanie się pomiędzy uczestnikami i „prowadzi za rączkę” przez cały proces), wychodzi około 4100 zł.

La Palma z Transalp.pl
Ostateczna kwota może się różnić zależnie od tego, gdzie mieszkasz, kiedy kupujesz bilet na samolot oraz… od wrażliwości Twojego podniebienia. Ceny w marketach i restauracjach są podobne, jak w Alpach – można sporo zaoszczędzić, gotując samemu.
La Palma z Transalp.pl
Parę stów możesz też oczywiście urwać, organizując wyjazd samodzielnie. Choć ma to sens raczej w przypadku większej grupy, na którą rozłoży się koszt busów – jeden kurs to zwykle 50-70 euro.

A może da się bez busa?

W skrócie: nie, nie da się.

No chyba, że lubisz asfaltowe podjazdy o przewyższeniu dochodzącym do 3000 metrów – tu nawet elektryk z dwiema bateriami może nie wystarczyć. Co więcej, trasy zjeżdżają na wszystkie strony wyspy, a droga „wzdłuż plaży” miejscami wznosi się na blisko 1000 m n.p.m. – więc transport jest też często niezbędny, żeby wrócić do bazy.

La Palma z Transalp.pl

No dobra, jadę! Co zabrać?

Wspomniałem już o ochraniaczach, kasku z ochroną szczęki i goglach. Nie są to rzeczy niezbędne (połowa naszej grupy jeździła w kaskach otwartych), ale bardzo podbudowują morale w walce z zupełnie nowymi okolicznościami.

La Palma z Transalp.pl

Wspomniałem też o ciepłej kurtce przeciwdeszczowej, której spakowanie wymusza jazdę z plecakiem. Plecak przyda się też na zapas wody i jedzenia na cały dzień, bo „punkty żywieniowe” są na trasach rzadkością.

La Palma z Transalp.pl
…choć na szczęście zdarzają się wyjątki! Lokalnym specjałem jest barraquito.

Spakuj też koniecznie komplet klocków hamulcowych i zapasowy hak przerzutki. Na wyspie są sklepy/serwisy, ale rzeczy nietypowe lepiej mieć własne, żeby nie stracić całego dnia na poszukiwania.

La Palma z Transalp.pl
Do tego standardowy zestaw naprawczy i zapasowa dętka (a jeśli nie jeździsz na mleku – mnóstwo dętek nie no, na La Palmie musisz jeździć na mleku).

W razie grubszej awarii pozostaje wypożyczenie roweru (6 dni – 216 euro). Może to być też rozwiązaniem, jeśli nie chcesz lecieć ze swoim (EasyJet kasuje 98 euro – ale za to odpada bagaż rejestrowany).

A właśnie – rower! Jaki?

O wyborze sprzętu (i jego pakowaniu do samolotu) przygotuję oddzielny artykuł, więc tutaj będę się streszczał. Jak już wspomniałem, ja wybrałem Whyte’a G-170 29″, czyli rower należący do nowej fali hardkorowych 29erów z dużym skokiem. Był to strzał w dziesiątkę.

Whyte G-170C RS 29er test 2019
Choć duży skok nie okazał się tak istotny, jak duże koła, sprawniej przetaczające się po niekończących się rockgardenach.
La Palma z Transalp.pl
A nade wszystko kluczowa była stabilna, bezpieczna geometria i pancerne opony.

Podsumowanie: La Palma, Finale czy… transalp?

Na początku traktowałem La Palmę jako bardziej oryginalną i egzotyczną alternatywę dla Finale Ligure czy San Remo. Był to błąd. Ze względu na naturalny charakter tras i epickie widoki, La Palmie zdecydowanie bliżej jest do klasycznego enduro, podczas gdy liguryjskie miejscówki to jego nowoczesna interpretacja, bazująca na zawodach i mocno ocierająca się o DH.

Dlatego – o dziwo – sensowniej byłoby porównać La Palmę do transalpu. Jasne, tutaj nie jeździsz z ciężkim plecakiem, codziennie wieczorem wracasz w to samo miejsce, a gros podjazdów pokonujesz busem. Nie ma więc takiej przygodowo-wyprawowej atmosfery. Jest za to większy luz, zdecydowanie więcej sytych zjazdów i… jeszcze lepsze (a może po prostu inne?) widoki.

Jeśli więc chcesz się po prostu solidnie wyjeździć w ciepłym miejscu, wybierz Ligurię – jest prościej, taniej, a trasy są zdecydowanie bardziej rowerowe. Jeśli jednak chcesz się trochę bardziej wysilić, żeby mieć pewność, że urlop przerodzi się w najlepszy wyjazd sezonu, zapamiętany na długie miesiące, czy nawet lata – La Palma zdecydowanie powinna trafić na Twoją listę noworocznych planów!


Opis wyjazdu na stronie organizatora / Bieżące informacje o wyjazdach na Facebooku


Zobacz też:

 

Subscribe
Powiadom o
guest

28 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Andrzej
Andrzej
5 lat temu

Pięknie. Jestem pod wrażeniem i ciężko mi komentować tak na szybko po wchłonięciu tekstu i zdjęć.

cannonbiker
cannonbiker
5 lat temu

Czekałem na ten artykuł o La Palmie.
Coś pięknego ta wyspa i trasy oczywiście :)
Będzie trzeba rezerwować urlop na początek przyszłego roku :)
Dzięki Tobie za dwa miesiące, jadę pierwszy raz na Transalp z panem Tomaszem Pawłusiewiczem.
Pozdrawiam

Marcelus
Marcelus
5 lat temu
Reply to  cannonbiker

Relacja jak i miejscówka PETARDA!!
Również dzięki 1ENDURO wybieram się z Tomkiem na pierwszy transalp pod koniec sierpnia :)

Marcin
Marcin
5 lat temu
Reply to  cannonbiker

I ja również jadę pod koniec sierpnia… ;-)

Konrad
Konrad
5 lat temu

Daję 3 medale: za ruskie granaty, autokomisy i całą relację. Dziękuję.

Maćko
Maćko
5 lat temu
Reply to  Konrad

Ja dodam jeszcze za średnioutalentowanego stolarza :)

mamba
5 lat temu

Może wreszcie ruszę ten wpis o Zermatt :)

Szymon
Szymon
5 lat temu

Do 40stki w końcu nauczę się jeździć i będę miał co sobie życzyć na rodziny :P (mam jeszcze 3 lata na naukę) Super relacja – dzięki!

Endurofina
5 lat temu

Fajnie. Dobra relacja, tylko trochę z tym elektrykiem mnie zasmuciłeś.

Tomasz
Tomasz
5 lat temu

To w końcu „kontynent w miniaturze” czy „kraina wiecznej wiosny”? :P
Wspaniała relacja typu „nie czytać tego w pracy”, prowokuje do złożenia natychmiastowego wniosku o urlop i wzięcia chwilówki żeby już następnego dnia siedzieć w pociągu do Berlina, a potem 5 i pół godziny na trasie SXF-SPC i chwilówkowy windykator nas może szukać w lesie ;)

Bobiko
5 lat temu

Ło kurna Panie, ależ piękne zdjęcia opublikował. Oglądam w chwili, gdy za oknem jest jesienny Maj.

Miałeś Gopro? Które?

btw. co z Malwiną? bo pewnie trochę pracy przysporzyła organizatorowi ale najwazniejsze jest zdrowie.

Vincent
Vincent
5 lat temu

Zaprawdę SUPER relacja :-)!!!
Jest o czym myśleć na przyszłość…jeśli pierwszy wyjazd na Transalp uda się pokonać ;-)
Widzę, że dzięki Twoim opisom spora ekipa wybiera się pod koniec sierpnia na Transalp :-)…fajnie będzie sie bliżej poznać :-)

Tomasz N.
Tomasz N.
5 lat temu

Miałeś tam kask convertible? Jaki model? Polecasz?

Marcin
Marcin
5 lat temu

Kozacko to wygląda! Dopisuję do listy życzeń. Dzięki za relację i motywację do jazdy.

Czlowiek z brystolu
Czlowiek z brystolu
5 lat temu

Bomba. Zdjecia miodzio. Az chce sie rzucic wszystko i jechac. Dla mnie troche zbyt hardkorowe klimaty jeszcze. Ale dodane do bucket-listy.

Artur
5 lat temu

opony 120 TPI są obowiązkowe?:)

Tomek Pawłusiewicz | Transalp.pl
Reply to  Artur

„Obowiązkowe” nie są – ja jeżdżę na Maxxisach w wersji Exo (czyli z pojedynczym oplotem) i jakoś za każdym razem mi się udawało przetrwać ;) Bardziej „obowiązkowe” jest to, żeby były bezdętkowe, ale w dzisiejszych czasach to już chyba standard(?)

Artur
5 lat temu

czy jakoś niedługo zostanie podany termin na 2020? Ja i znajomi czekamy z niecierpliwością :)

Tomek Pawłusiewicz | Transalp.pl
Reply to  Artur

Na pewno jakoś w pierwszej połowie marca. Właśnie to dogrywam i za parę dni będę mógł podać oficjalnie wszystkie szczegóły.

Marcin
Marcin
5 lat temu

Hej, masz może jakieś namiary na lokalnego przewodnika i wypożyczalnie rowerów?

Styku
Styku
3 lat temu

Lubię wracać tam gdzie byłem już… :D

Klaudiusz
Klaudiusz
10 miesięcy temu

Pojechałem na La Palmę, zachęcony przygodą i widokami, i ten plan został zrealizowany. Niemniej uważam, że jest to miejsce zdecydowanie lepsze na wędrówki niż na jazdę rowerem, pomimo że jeżdżę zdecydowanie powyżej średniej. Wiele szlaków, także tych z artykułu, to łupanki po luźnych kamieniach, zniszczone szlaki z rynnami od hamowania i zarośnięte ścieżki, które są przejezdne, ale frajda z jazdy niewielka. Wyjątkiem jest rejon Tenagua, gdzie naprawdę można fajnie pojeździć. Może ta miejscówka już się kończy? Osobiście uważam, że miejsce jest warte odwiedzenia, ale na maksymalnie 3 dni jazdy rowerem, plus wędrówki lub chillout. I uwaga na Stravę, bo trudności szlaków są przypadkowe, więc warto zaczerpnąć porady od kogoś lub wziąć przewodnika.

Twój koszyk

facebook twitter youtube vimeo linkedin instagram whatsup search menu