Po 10 latach pocenia się na podjazdach, przyszedł czas na zmianę, którą od dawna doradzaliście mi w komentarzach pod każdym wpisem o elektrykach. Dzisiejsza data otwiera nowy rozdział w historii bloga – już nie 1Enduro, tylko 1Ebike!
Wpis ten jest oczywiście żartem prima aprilisowym… na razie ;)
Co oznacza ta zmiana?
Przede wszystkim to, że od dzisiaj już nie muszę wciągać brzucha na zdjęciach do testów.
A tak poważniej, w ostatnich latach e-bike w zasadzie stał się synonimem roweru enduro. Zwłaszcza w takiej definicji, jaka mi najbardziej pasuje, czyli szlakowo-eksploracyjnej. Skupienie się w nowych publikacjach wyłącznie na rowerach elektrycznych jest więc naturalnym kolejnym krokiem w rozwoju bloga.
Zwłaszcza, że od jakiegoś czasu traktuje on głównie na sprzęcie, a analogi rozwijają się w tempie, jakie morena czołowa mogłaby określić jako „nieśpieszne”. Za to w elektrykach czeka nas jeszcze niejedna rewolucja, chociażby w rozmiarach wyświetlaczy czy ukrytych schowkach na niezbędne suplementy.
Czas więc zerwać ze stwarzaniem pozorów, czas pokazać prawdziwe ja. Cytując słowa, których James Bond nie wypowiedział w „Złotym Pistolecie”, czas na coming out.
Dlatego od dziś na blogu nie przeczytacie już nic nowego o rowerach bez silnika, a wszystkie stare treści poświęcone analom będą sukcesywnie usuwane…
…ale jak to zwykle bywa, starocie ustąpią miejsca nowym, lepszym publikacjom.
Jakich nowych treści możesz się spodziewać w najbliższym czasie?
- Wdrożenie nowej procedury testów, skupionej na podjazdach, a nie jak dotąd – na zjazdach.
- Zestawienie Top 10 rowerów powyżej 60 tys. zł.
- Wielki test speedboxów.
- Trasy enduro układane z uwzględnieniem zasięgu baterii 400/600/800 Wh, a w wakacje „transalp od gniazdka do gniazdka”.
- „Pięć będzie tą liczbą, i nie będzie nią sześć, ani nie będzie nią cztery.”
- Przewodnik po bikeparkach biorących na wyciąg rowery 25+ kg.
- „Jak starać się o zawiasy po zakupie elektryka z zagranicy bez VAT-u” – wywiad z prawnikiem.
- Porównanie izotoników na e-bike (bezalkoholowych oczywiście).
- W ramach niedawno wprowadzonych konsultacji indywidualnych: jak przyznać się żonie i kolegom z pracy, że zamówiłeś elektryka?
Na start bloga 1Ebike – KONKURS!
Wiem, że część z Was może być rozczarowana tą zmianą, dlatego na osłodę przygotowałem konkurs, w którym możesz wygrać ekskluzywny karnet na jazdę e-bikiem po Rychlebskich Ścieżkach – wystarczy, że napiszesz w komentarzu, kiedy ostatnio byłeś na siłowni, osoba z najdłuższą abstynencją wygrywa!

Prima aprilisowe podśmiechujki to tradycja 1Ebike 1Enduro od samego początku, więc jeśli przy lekturze zdarzyło Ci się głośniej wydmuchnąć powietrze nosem, zachęcam do przejrzenia poprzednich rewelacji!
- Minion UHT – nowy bieżnik Maxisa!
- Aktualizacja Bosh Purlon – teraz zagrasz w Snake’a!
- Nowość w sklepie: PIWO 1ENDURO „BROWER”!
- PlankShox – amortyzacja na miarę naszych czasów
- Napęd 4×1, który wywróci branżę do góry nogami
- Leverb – przełom w konstrukcji sztyc regulowanych
- Koła owalne – nowa rewolucja w MTB
- Bikeporn: Yamaha XT660Z Ténéré
- 1Enduro Bicycles
Uważajcie na informacje z tego bloga! Sam jestem czytelnikiem 1enduro od wielu lat i czerpałem stąd wiedzę o enduro, ale przejrzałem na oczy i chyba pozwę albo gdzieś zgłoszę tego nierzetelnego blogera! Zacznę od początku…
Kilkanaście lat temu razem kolegami z rady szukaliśmy jakiegoś zajęcia na popołudnia. Zebrania szybko się kończyły, czasem w ogóle nie chciało nam się na nie przychodzić, a do domu głupio było wracać tak wcześnie. Siłownie jeszcze nie były tak popularne (choć Tomek trochę już rzeźbił swoje ciało), basen nudny, do piłki było nas za mało. Jacek, najbardziej rozgarnięty z nas, wpadł na pomysł – zapytał ojca. A że jego ojciec akurat oglądał relację z Tour de France na Eurosporcie, to zaproponował, byśmy poszli na rower. Ekstra – to jest sport! Można zwiedzić okolicę, ma się ciekawy strój, który zwraca uwagę, do tego po cenach topowych rowerów w katalogach jasno widać, że to poważna sprawa. Kupiliśmy topowe rowery szosowe, obcisłe stroje (choć poza Tomkiem nikt w nich dobrze nie wyglądał) i zaczęliśmy jeździć.
Szybko się okazało, że to sport nie dla nas. Do teraz nie opanowałem wpinania butów w pedały, a na myśl o pozycji podczas jazdy boli mnie kręgosłup. Najgorsze jednak było to, że mimo naprawdę drogich rowerów wcale nie jechaliśmy ani szybko, ani daleko! Pewnego razu po przejechaniu kilkunastu kilometrów Jacek, sapiąc, uświadomił nas, że to przez to, że nie bierzemy dopingu, bo normalnie nie da się przecież utrzymywać stale ponad 30 km/h nie z górki albo przejechać ciągiem ponad 100 km. A że on nie chce brać dopingu, to rzuca to całe kolarstwo w cholerę.
Problem wolnych popołudni jednak pozostał nierozwiązany. Wtedy to przypadkiem natrafiłem w internecie na blog 1enduro. Idea świetna – prędkości mniejsze, odległości mniejsze, nie trzeba się śmiesznie ubierać, do tego coraz więcej producentów oferowało rowery z napędem elektrycznym. No i ceny też odpowiednie.
Przez jakiś czas było super, jeździliśmy po okolicznych lasach i pagórkach i świetnie się bawiliśmy, ale niestety zacząłem czytać kolejne wpisy na tym cholernym blogu i natrafiłem na nowinkę, jaką były owalne koła.
W serwisie przy salonie, w którym kupiłem rower, patrzyli na mnie jak na kosmitę, no ale trudno – to mała mieścina, więc nowości nie trafiają tu tak szybko. Ale zapytałem się w serwisie, który mieścił się w pordzewiałym blaszanym garażu po sąsiedzku. Wyglądało to nieciekawie, ale Wojtek, młody chłopak, który to prowadził, był bardziej na bieżąco z trendami. Opisałem mu, o co chodzi i na początku też robił taką minę, jak ci z firmowego serwisu, ale po chwili spojrzał na mnie i powiedział: „Aaa, już wiem, o co chodzi. Nie mam na miejscu, ale mogę sprowadzić. Tylko że to nowość i sporo kosztuje, a nie ma zamienników”. No i w to mi graj! Namówiłem chłopaków i zamówiliśmy od razu wszyscy po komplecie kół owalnych.
Po tygodniu Wojtek zamontował nam piękne, czarne, karbonowe koła owalne. Na początku jazda była dość dziwna, rower skakał w górę i w dół (to chyba to pompowanie, o którym była mowa na blogu), ale po chwili koła zaczynały pracować nierówno i kiedy przód szedł w górę, to tył w dół, i na odwrót! Ja jakoś dałem radę się zatrzymać, ale Jacek się przewrócił i przejechał nowym kołem po krawężniku, aż karbon zszedł z obręczy pokazując goły metal.
Wspólnie uznaliśmy, że poczekamy z testowaniem tego rozwiązania, ale póki co wrócimy do poprzednich, okrągłych kół.
Niestety dalej śledziłem tego nieszczęsnego bloga i przeczytałem o rewolucyjnym napędzie 4×1. Oczywiście chciałem być w zgodzie z trendami, więc pojechałem do firmowego serwisu, ale tam te jełopy dalej były na etapie taczki. Na szczęście Wojtek i tym razem nie zawiódł. Z początku nie zatrybił, o co chodzi, ale po chwili już wszystko sobie przypomniał. Wytłumaczył, że rozwiązanie jest super, ale na tyle świeże, że producenci rowerów jeszcze nie sprzedają rowerów w takiej konfiguracji, ale można przerobić nasze ramy pod napęd 4×1. Niestety taka zmiana wiąże się z głęboką ingerencją w ramę, a to musi trwać i kosztować.
Po miesiącu przyjechaliśmy po rowery, przetarliśmy je z kurzu (Wojtek obok blaszaka zaczął stawiać ładny, murowany pawilon i wszędzie był remontowy pył) i ruszyliśmy w drogę. Miłe złego początki…
Pierwsze kilka kilometrów było OK. To znaczy nie do końca, bo przerzutka miała problem z przerzucaniem łańcucha między blatami, a mała liczba przełożeń utrudniała wybór tego odpowiedniego, co sprawiało, że jechaliśmy wolniej i szybciej się męczyliśmy. Ale przecież to rozwiązanie miało być niezawodne, a nie wygodne – widocznie taki teraz jest kierunek rozwoju tej dziedziny. Żeby przetestować, jak bardzo niezawodne to rozwiązanie, postanowiliśmy zapuścić się w najbardziej pagórkowaty fragment okolicznego lasu. Rzadko tam jeździliśmy, a po ostatnich pracach leśnych sporo dróg zmieniło przebieg. To się musiało źle skończyć. Przez ten napęd szybko opadliśmy z sił, a zmęczenie dało się nam we znaki i mocno pobłądziliśmy. Zastał nas zmrok i niektórzy z nas zaczęli panikować. Na szczęście był też z nami Jacek, a on zawsze potrafi zachować zimną krew i ma łeb na karku. Zadzwonił do ojca. Ten przypomniał mu, że jako powiatowy radny zasiada w komisji, której podlega straż pożarna. Po kolejnym telefonie pozostało nam już tylko czekać, a niedługo potem koszmar się skończył, gdy znaleźli nas strażacy z jednego z kilkunastu zastępów, które z naszego powodu jeździły po lesie. Ale to nie ta przygoda przelała czarę goryczy…
Mieliśmy już dość, ale postanowiliśmy jeszcze dać szansę enduro. Wróciliśmy do Wojtka, by przywrócić poprzednie konfiguracje naszych rowerów. Kosztowało nas to więcej, niż poprzednia modyfikacja, bo uprzednio zdemontowane części były używane, a Wojtek nie montuje używanych części (klasa!). Po niedługim czasie rowery były gotowe. Jestem pełen podziwu dla Wojtka, bo sprowadził DOKŁADNIE takie same komponenty, jak te, które wcześniej zdemontował z naszych rowerów. Tłumaczył nawet, by żeby wszystko ładnie działało, poddał je kontrolowanemu zużywaniu, by były DOKŁADNIE w takim stanie, jak te, które mieliśmy wcześniej. Przez te zabiegi musiał policzyć sobie dodatkowo, ale warto było, bo rower faktycznie jeździł tak, jak wcześniej.
Na początku kolejnego sezonu zadzwonił Wojtek i zapytał, czy dalej chcemy być na topie z nowościami w świecie enduro. Zaproponował zmianę dampera, sztycy i opon. Trochę się wahałem, ale nie zwykłem zbaczać z raz obranej drogi, do tego doczytałem o tych nowatorskich rozwiązaniach na blogu 1enduro i wyzbyłem się wszelkich wątpliwości. Koledzy nie byli jednak zainteresowani. Mają złe doświadczenia, do tego skarżą się, że przez moje pomysły wydają na rower więcej niż na kochanki, a tak być nie może. Trudno, zostałem sam na placu boju.
Z początku nie poznałem serwisu Wojtka. Kiedyś obskurny blaszak, potem schludny murowany pawilon, a teraz nowoczesny budynek z wielką witryną, a na parkingu najnowsze Porsche. Widać ludzi ciągnie na rower – serwis rowerowy to świetny interes.
Wojtek przywitał mnie i zaproponował wspomniane wcześniej modyfikacje. Kosztorys prawie zwalił mnie z nóg, ale nie dałem tego po sobie poznać i zgrywając wyluzowanego zapłaciłem z góry.
Udało mi się namówić chłopaków na wycieczkę po lesie. Chciałem im pokazać, że popełniają błąd tkwiąc w miejscu i nie idąc z duchem czasu, że trzeba mieć otwarty umysł, itp. Z początku było świetnie. Póki jechaliśmy asfaltem w stronę lasu, mój rower sprawował się najlepiej. To pewnie dzięki mniej agresywnemu bieżnikowi i braku bujania rowerem z drewnianym damperem. Oszczędziłem sporo energii, do tego napędzała mnie ambicja, by pokazać, kto miał rację. Tak się nagrzałem, że gdy zaczęliśmy jeździć po leśnych ścieżkach, to w zakręcie koło podskoczyło na korzeniu, straciłem przyczepność i nie mogłem jej odzyskać przez te opony! Wyrżnąłem tyłem o kamień i złamałem damper. Rower złożył się w pół, a dodatkowo siadł z takim impetem, że całkiem zjechała sztyca. Nigdy nie miałem tak obitej dupy. Na końcu trzasnąłem w drzewo, z koła zsunęła się opona i oblało mnie całego skisłym mlekiem!
Doznałem licznych obrażeń ciała, straciłem rower, mnóstwo pieniędzy, czasu, godności, dobre imię i kolegów! Lalik! Nie puszczę Ci tego płazem!
Też miałem przeczucie że ten blog to jakaś mistyfikacja. Bałem się wychylać ale widzę że na szczęście nie jestem sam, na pewno jest nas więcej! czas na coming out.
U nas jak w radach jak ktoś zrobi przypał (defraudacja, molestowanie, itd.), to jak sprawa wypłynie, to nie ma przebacz – ktoś taki musi iść do innej rady nadzorczej spółki skarbu państwa. Ten bloger robi podobnie – wyszła na jaw jego niekompetencja, to zmienia profil swojego bloga z enduro na ebike.
Co prawda nie czytałem wpisu, ale zobaczyłem ostatnie zdjęcie.
Gratuluję! To już drugi trymestr? Będą testy fotelików i przyczepek rowerowych?
Siłownia? A co to? Coś z silnikami? Czy siłownikami ?:)
Rychleby i elektryki ;)
Ostatni raz byłem na siłowni w 3 klasie technikum, czyli jak dobrze policzę , to mając na względzie, że do technikum chodziłem w latach 1996-2001, to byłem na siłowni w 1999, z kolegą z klasy. Szok jakiego tam doznałem sprawił, że nigdy więcej nie byłem na siłowni. Fun fact. Wtedy na siłownię chodziło się głównie by zbudować masę, a teraz chodzi się głównie by tracić
Na siłowni? Chyba ostatni raz w 2010 roku ;P
Siłownia jest dla p*dałów!
Dlatego uczęszczam
Jak zatrzaski to jak najbardziej!
Jak zobaczyłem zdjęcie stopki, od razu przypomniał mi się najlepszy tekst mówiony autora – „żeby nie musieć opierać roweru o drzewo jak zwierzę…” Zresztą, zawsze jak widzę rower ze stopką dźwięczy mi on w uszach. Tak się przechodzi do historii:)
I bardzo słusznie, analog to nie rower!
Uważajcie Michał chce nas zaskoczyć ale niestety my mu się nie damy dsiisj jest 1 kwietnia prilla a prillis
Etam, tylko motorowery z silnikami wysokoprężnymi.
Ja wole na LPG+
Żarty żartami ale ze wszystkich primaaprilisowych artykułów ten jest chyba najbliżej wejścia w życie:)
Śmieszne ale wcale nie straszne, bo 1ebike czytałbym nawet chętniej niż 1enduro!
„Jak starać się o zawiasy po zakupie elektryka z zagranicy bez VAT-u” – wywiad z prawnikiem.
Na to czekam z niecierpliwością :D